Niemiecki zespół Tokio Hotel odwiedzi Guadalajarę aby zaprezentować się podczas koncertu w środę, 2. września w Auditorio Telmex. W wywiadzie rozmawiamy z zespołem o ich koncercie, wydanym albumie i nie tylko.

Po raz pierwszy byliście w Guadalajarze kilka lat temu na gali MTV, macie jakieś wspomnienia z tej wizyty?
Tom:
Tak, o ile dobrze pamiętam, zdobyliśmy wtedy cztery nagrody, to były cztery?
Bill: Czy to nie było wtedy… Tak, to było wtedy, kiedy Katy Perry upadła na twarz na scenie i nie mogła wstać kiedy poślizgnęła się na torcie.
Georg: To była ta [gala]?!
Bill: Myślę, że to było wtedy.

Tak, masz rację.
Bill:
To moje ulubione video na YouTube, jak zdesperowana próbuje wstać, to jeden z najśmieszniejszych filmików, kocham to nagranie i mógłbym oglądać je rano żeby mieć dobry humor na cały dzień.

Chciałbym teraz porozmawiać o waszym albumie, możecie opowiedzieć nam coś o procesie produkcji, wyborze piosenek, tworzeniu ich?
Bill:
Tak, album jest jak „Best Of” ze wszystkiego, co stworzyliśmy w ciągu ostatnich pięciu lat, cały czas byliśmy w studiu i długo pracowaliśmy, bo początkowo nawet nie wiedzieliśmy, kiedy wydamy album, dlatego po prostu pisaliśmy piosenki i próbowaliśmy nowych rzeczy, a w efekcie mieliśmy mnóstwo piosenek, z których wybraliśmy nasze ulubione i umieściliśmy je na krążku, to mieszanka piosenek z pięciu lat, są bardziej elektroniczne, próbowaliśmy nowych rzeczy, po raz pierwszy produkowaliśmy album, więc naprawdę zrobiliśmy wszystko od podstaw. To było naprawdę dużo pracy, może dlatego to zajęło tyle czasu, Tom wszystko produkował, wszystko nagrywaliśmy, to było interesujące, myślę, że dla nas jako muzyków to był krok naprzód i wiele się nauczyliśmy w ciągu ostatnich pięciu lat, to było wspaniałe, dobrze się bawiliśmy, bo nie czuliśmy presji, mieliśmy czas, aby móc poczuć się komfortowo i dobrze z takim typem muzyki, jaki chcieliśmy tworzyć. Chcieliśmy wydać album, który będzie nam się podobał, który odzwierciedli nasz gust muzyczny jako zespołu, który dojrzał i się zestarzał.

Mimo że to nadal Tokio Hotel, album brzmi inaczej niż to, co nagrywaliście do tej pory. Co zainspirowało zmianę brzmienia?
Tom:
Myślę, że w dużej mierze czas, inspirujesz się wieloma rzeczami, Bill i ja przeprowadziliśmy się do Kalifornii i mieszkamy tu od czterech czy pięciu lat i to był inspirujący czas, kiedy poznawaliśmy nowych artystów, dowiadywaliśmy się nowych rzeczy, bywaliśmy na wielu festiwalach, w nocnych klubach i inspirowaliśmy się muzyką elektroniczną, dj-ami, a także innymi wykonawcami, inspirowaliśmy się różnymi gatunkami muzycznymi, różnymi ludźmi, a potem tworzyliśmy muzykę, każdego dnia byliśmy w studiu, pisaliśmy piosenki i pracowaliśmy nad nowym materiałem, ale to cały czas się zmieniało i próbowaliśmy czegoś nowego. Więc to coś, co cały czas się zmienia.

Które piosenki z tego albumu według was najbardziej zapadają w pamięć?
Bill:
Myślę, że „Stormy Weather” jest na pewno ważną piosenką, ponieważ to piosenka, od której się zaczęło. Nagraliśmy ją i powiedzieliśmy: „Tak, to brzmienie, jakie nam się podoba”. To jakby przełomowa piosenka w całym procesie tworzenia kawałków. A kiedy napisaliśmy ją, wysyłaliśmy ją do wszystkich, żeby pokazać, że to właśnie to brzmienie ??
Tom: Tak, wysłaliśmy tę piosenkę paru osobom, a oni ją hejtowali i dzięki temu wiedzieliśmy, że to właściwy kierunek muzyczny dla nowego albumu.

Zaczęliście w bardzo młodym wieku, co dziś powiedzielibyście młodszym sobie?
Bill:
Nie wiem, na pewno „przeczytaj kontrakt” i „ciesz się wszystkim”, bo dla mnie do teraz największym wyzwaniem jest cieszyć się obecną chwilą, być może każdy tak ma, ale dla mnie to bardzo trudne, ponieważ jestem takim typem, który „siedzi w swojej głowie”, zawsze myślę o kolejnym dniu i trudno mi żyć chwilą, cieszyć się tym, co się właśnie dzieje, czasem wszystko dzieje się tak szybko, że nie możesz po prostu usiąść na chwilę i się cieszyć sukcesem, prawdopodobnie to bym powiedział młodszemu sobie, aby czytać między wierszami i cieszyć się tym, co się dzieje.

Wracając do „Kings Of Suburbia”, jeden z singli, „Love who loves you back” dobrze brzmi, ale wydaje się też zawierać interesujący przekaz, możecie powiedzieć coś więcej o tej piosence?
Bill:
Tak, to piosenka, która wpada w ucho i zostaje w głowie, której słuchanie nigdy nam się nie znudzi, nawet kiedy już ją skończyliśmy, podobała nam się tak bardzo, że mogliśmy słuchać jej milion razy, a wciąż brzmiała świeżo jak nowa, więc uznaliśmy, że jest doskonała na pierwszy singiel, opowiada o miłości i o tym, że miłość nie ma płci i żeby za nią podążać. W miłości nie ma reguł, nie musi być skomplikowana, a ludzie nie są stworzeni po to, aby być samotnymi, chcą się ze sobą łączyć i w końcu liczy się tylko to, czego potrzebujesz i czego chcesz, dlatego idź i po to sięgnij, nie zatrzymuj się, nie zatrzymuj swojej miłości z jakiegokolwiek powodu – właśnie o tym mówi piosenka.

Co było najbardziej frustrujące, a co najbardziej satysfakcjonujące w pracy nad albumem?
Bill:
Przy produkcji albumu ma miejsce wiele frustrujących rzeczy, chociażby kiedy podpisujesz kontrakt z główną wytwórnią, czasem może być ciężko, bo czasem musisz znaleźć jeszcze inne wyjście pomiędzy pójściem na kompromis między tym, czego chce wytwórnia i czego chcesz ty. Więc w pewien sposób każdego dnia musisz walczyć o swoje pomysły, o to, co chcesz robić, bo wytwórnie niekoniecznie się na to zgadzają i obecnie wielu artystów robi to, czego od nich oczekują, ale my wciąż jesteśmy nieco „oldskulowi”, bo wcale nie robimy tego, co chce wytwórnia. Więc czasami może dojść do pewnej walki, każdego dnia musisz walczyć o swoją wolność artystyczną i to czasem może być frustrujące, bo w końcu tylko ty sam wiesz, czego chcesz, tylko zespół wie, czego chce, ale to w końcu cholerny biznes i wielki przemysł, więc czasem to może być frustrujące. Także terminy, rzeczy, które musisz zrobić, a na co nie jesteś gotowy, musisz zrobić coś, czego nie chcesz, więc to może być frustrujące. Czasami musisz pogodzić się z „orłami” w tym przemyśle, są to producenci, pisarze piosenek, jest ich mnóstwo wokół ciebie w przemyśle muzycznym i czasem to może być trudne. Och! Tak! A to, co to wynagradza, to moment, gdy wszystko jest już wydane. Kiedy uporasz się już z tymi starymi „orłami” i z całym tym badziewiem, największym wynagrodzeniem jest moment, gdy trzymasz w dłoniach płytę. Masz produkt końcowy, który chciałeś stworzyć i który powstał w taki sposób, w jaki chciałeś.
Tom: Wydanie płyty takiej, jaką chciałeś.
Bill: I to było warte tej walki.
Tom: Kiedy masz płytę taką, jaką chciałeś i jesteś zadowolony ze swojej muzyki. I kiedy wydajesz piosenkę, a następnie teledysk do niej i potem słuchasz tej piosenki, którą przez miesiące pisałeś w studiu, a ludziom się ona podoba. I to jest chyba najlepsze w tym wszystkim.

Wreszcie zagracie koncertu tu w Meksyku. Co myślicie o publiczności tutaj? Jakie są wasze oczekiwania względem koncertów w naszym kraju?
Tom:
Oczekiwania są wysokie, bo bardzo chcieliśmy przyjechać do Meksyku i tu zagrać parę koncertów, a tu zawsze było szaleństwo, które kochamy. I myślę, że teraz oczekujemy tego samego. Chcemy, żeby tak było. Bill i ja mamy w tym czasie urodziny, więc po prostu chcemy imprezować, zagrać świetny koncert i spędzić miło czas z fanami i dobrze się bawić.
Bill: Tak, chcemy podziękować za cierpliwość, zdecydowanie to doceniamy. Wiemy, że sprawy zespołu zajmują trochę czasu, ale teraz jesteśmy zadowoleni z muzyki i z show, czym nie możemy się doczekać, aż się ze wszystkimi podzielimy i aż będziemy mieć niesamowity, wielki występ na żywo w stylu imprezy.

Tłumaczenie: Emerald & xkaterine