Bill: Cześć!
Zespół: Cześć!
Dziennikarka: Witamy!
Bill: Dziękuję.
Dziennikarka: Widziałam już waszych szalonych fanów przed wejściem, czekają na was już od siódmej rano.
Bill: Właśnie o tym słyszeliśmy, to piękne. Jest to piękne powitanie.
Dziennikarka: A więc jak widać piski na wasz widok nie ustępują. Pamiętam jeszcze jak miałam dwanaście lat, czy coś około, zobaczyłam was wtedy na Vivie na rozdaniu Comet i rozległy się takie piski, że aż bolały uszy.
Bill: A więc trochę się to uspokoiło. Jest spokojniej, bo nasi fani są już troszkę starsi, tak samo jak my, mamy już pierwsze zmarszczki..
Dziennikarka: Gdzie niby masz zmarszczki?
Bill: A więc jest troszkę, troszkę spokojniej.
Dziennikarka: Poczekaj, sprawdzę tylko, kto ma zmarszczki. Nie widzę żadnych zmarszczek.
Gustav: Ja nie będę miał zmarszczek, bo mam grubą twarz.
Dziennikarka: Powtórz do mikrofonu!
Gustav: Ja nie będę miał zmarszczek, bo mam grubą twarz.
Dziennikarka: To niemiłe. Przecież to nieprawda!
Gustav: To nic takiego.
Dziennikarka: Ale chętnie jesz, co właściwie jadłeś wcześniej?
Gustav: Ciastko!
Dziennikarka: Ciastko! Też chcę ciastko! Co muszę zrobić, żeby też dostać ciastko?
Tom: Co nieco.
Gustav: A co my musimy zrobić, żeby otrzymać nasz półmisek ze szwajcarskimi serami?
Dziennikarka: Dostaliście już jakieś?
Wszyscy: Nie! Jeszcze nie!
Dziennikarka: Jeszcze nie?
Gustav: Nie.
Dziennikarka: No to możemy później coś zjeść.
Georg: Tak się cieszyliśmy, powiedziano nam, że przyniesiesz jakiś dobry ser.
Dziennikarka: Nic mi o tym nie powiedzieli. Ale przyniosłabym coś, jest zaraz za rogiem, mogłabym podskoczyć!
Wszyscy: śmiech
Dziennikarka: Ach, jak miło was widzieć. Przez jakiś czas nie było o was nic słychać, ale widziano was w prasie, Bill i Tom pojechali do LA, reszta została w Magdeburgu, a ty (Gustav) podobno się ożeniłeś! Czy to prawda?
Wszyscy: Mhm!
Bill: Zgadza się!
Gustav: pokazuje obrączkę
Dziennikarka: Gratulacje!
Gustav: Dzięki.
Dziennikarka: Czy było to już przez ciebie gdzieś oficjalnie ogłoszone, że się ożeniłeś?
Bill: Tak.
Gustav: Tak.
Georg: Nie, to dopiero teraz tak ekskluzywnie specjalnie dla ciebie.
Dziennikarka: A więc zachowujemy się tak, jakby to były ekskluzywne wieści! Ekskluzywnie tylko w Joiz!
Wszyscy: śmiech
Dziennikarka: Ale jak to właściwie jest, być w trasie z żonatym mężczyzną?
Bill: Super! Po staremu, nic się nie zmieniło. Wszyscy byliśmy na weselu, było pięknie, spędziliśmy super wieczór i byliśmy porządnie pijani. Dobrze się bawiliśmy. Chętnie chodzę na wesela. Lubię wesela.
Dziennikarka: Poznaliście tam kogoś, z kim sami chętnie byście się ożenili?
Bill: Nie, ja niestety nie. Niestety nie było nikogo takiego wśród gości.
Georg: Większość z nas nic nie pamięta.
Dziennikarka: Było aż tak źle?
Gustav: Tak. Widocznie tak.
Dziennikarka: Możesz się jeszcze z nimi przyjaźnić? Zdaniem twojej żony? Wszystko dobrze?
Gustav: Wszystko dobrze.
Bill: O Boże! Mam nadzieję.
Gustav: Nie ma z tym żadnego problemu.
Dziennikarka: Mówi się, że po ślubie wszystko się zmienia. A u ciebie coś się zmieniło?
Gustav: Nie.
Georg: Nie uprawia już seksu!
Dziennikarka: Skutek uboczny. A ty (do Georga) zajmujesz się finansami, a to pasuje tematycznie do Szwajcarii.
Bill: Ale jesteś dobrze poinformowana!
Dziennikarka: Oczywiście!
Georg: Przygotowana!
Dziennikarka: Co proszę?
Georg: Przygotowana.
Dziennikarka: No pewnie, trzeba być przygotowanym, jeśli ma się ten zaszczyt z wami rozmawiać. Jak to jest, jesteś w Szwajcarii, zaczerpnąłeś już jakichś porad w związku z lokatami?
Georg: Nie. Lepiej to sobie odpuszczę.
Dziennikarka: A psy są z wami, prawda?
Bill: Tak, są z nami. Zawsze zabieramy ze sobą nasze dwa psy, one chętnie jeżdżą z nami w trasę, ostatnim razem też je ze sobą zabraliśmy. Zawsze to fajnie funkcjonuje.
Dziennikarka: Ten mały, gruby jest bardzo słodki! Pumba! Do kogo on właściwie należy?
Bill: Do mnie. To mój pies.
Dziennikarka: Twój!
Bill: Tak.
Dziennikarka: On chyba dużo je, co?
Bill: On kocha swoje jedzenie.
Tom: Nawet gdyby jadł mniej to i tak jest po prostu gruby z natury. Po prostu gruby pies.
Bill: Pulchny!
Dziennikarka: Puszysty!
Tom: Dokładnie.


Kliknij w obrazek, aby obejrzeć video

Dziennikarka: Widzę, że wszyscy jesteście jednakowo ubrani.
Tom: Tak, wyglądamy, jakbyśmy byli z boysbandu.
Dziennikarka: Z boysbandu?
Tom: Tak, to nasze koncertowe kurtki!
Dziennikarka: Mogę zobaczyć? Może się któryś obrócić?
Georg się obraca
Dziennikarka: Uu, Feel It All. To jest też motto waszej trasy.
Tom: Wszyscy się rozleniwiliśmy i nosimy teraz tylko te kurtki, no i też je lubimy.
Georg: Ale trzeba przyznać, że są szykowne.
Bill: Nie chce nam się otwierać walizek, dostaliśmy je od Alpha Industry. Zafundowali nam te kurtki specjalnie na trasę. Każdy z nas taką dostał.
Dziennikarka: A ja myślałam, że jeśli chodzi o modę to jesteś bardzo wymagający i za każdym razem pierwszy palisz się do tego, aby otworzyć walizkę.
Bill: Zgadza się, mam też dziś założone spodnie od Diora. Założyłem je specjalnie dla ciebie!
Dziennikarka: Oczywiście, dziękuję bardzo! To jest oczywiście minimum. A ja mam perfumy Diora. Nie żebym robiła reklamę. Co my tu właściwie robimy!?
Bill: Ja też!
Dziennikarka: Wracamy do waszej trasy, nazywa się Feel it all. Ta nazwa jest też swojego rodzaju programem, oferujecie swoim – chciałam powiedzieć klientom – swoim fanom, że mogą wszystkiego doświadczyć – mogą wejść na scenę, mogą zadawać wam pytania. Całkiem nieźle. Czy stało się to już dziś standardem? Trzeba coś takiego robić?
Bill: A więc my robimy coś takiego po raz pierwszy, jednakże w Ameryce prawie wszyscy robią tak od zawsze, nie znam nikogo, kto tego nie robi, my pozwoliliśmy się zainspirować i spróbowaliśmy wprowadzić to do naszej trasy. Celem tego pomysłu było to, aby ponownie złapać kontakt z fanami, chcieliśmy ich spotkać i z nimi porozmawiać, być blisko i chcieliśmy, żeby to wszystko było bardziej intymne i jak na razie dobrze to wychodzi. Dla nas jest to super, spotykamy fanów przed koncertem, po koncercie, możemy z wszystkimi trochę pogadać i jest to super, na scenie też mamy fajne momenty, wszyscy tańczą i śpiewają. Jest to fajne, lubię też to, że gramy w takich małych lokalizacjach zanim zaczniemy znowu grać w dużych halach pod koniec roku, jest to duża frajda.
Dziennikarka: Chcę teraz coś zrobić, coś, przez co zaryzykuję swoje życie, kiedy znowu wyjdę zrobię tak. Dotknęłam każdego po kolei i to jest to, co robi każda z tych dziewczyn.
Georg: Dotknęłaś Toma w intymne miejsce, chyba nawet się nie zorientowałaś.
Dziennikarka: Co zrobiłam!? Powiedz, czemu dotknęłam cię w intymne miejsce, skoro tylko dotknęłam cię w ten sposób palcem (w kolano)?
Tom: Ponieważ noszę w lewej… no ten.
Dziennikarka: Wytłumacz mi to, nie rozumiem! Chcę wiedzieć!
Bill: Koniec!
Dziennikarka: Nie, nie!
Gustav: Jedna noga jest grubsza od drugiej, przecież to widać!
Tom: Dokładnie, jedna jest grubsza, bo noszę w lewej.
Dziennikarka: Nosisz w lewej, co to znaczy!?
Gustav: Nie widziałaś teledysków Bee Gees z lat osiemdziesiątych?
Tom: Na spodniach widać taki punkt, kiedy moje bokserki są zbyt ciasne, to muszę gdzieś…
Dziennikarka: O cholera! Dobra już załapałam! Jestem z Berna, a u nas mówi się, że dziewczyny z Berna potrzebują trochę więcej czasu, żeby coś załapać. A co mówi się właściwie o ludziach z Magdeburga? Was chyba nie powinnam pytać, jesteście chłopakami z LA.
Georg: W sercu jesteśmy magdeburczykami.
Bill: Właściwie się tam nie urodziliśmy, jedynie tam mieszkaliśmy.
Tom: Nie mam pojęcia, co mówi się o magdeburczykach, może, że dużo piją?
Georg: Nie.
Tom: Ci dwaj piją dużo.
Gustav: To mówi się ogólnie o Niemcach, że dużo piją. Co mówi się o magdeburczykach?
Georg: Magdeburg jest drugim najbardziej zielonym miastem w Niemczech i w tym roku dynamicznie rozwinął się gospodarczo.
Tom: Zielone, bo wszyscy tam jarają czy co?
Georg: Nie! W porównaniu z mieszkańcami jest więcej drzew.
Tom: No tak.
Dziennikarka: To interesujące.


Kliknij w obrazek, aby obejrzeć video

Dziennikarka: Wszyscy oprócz ciebie (do Gustava) nie jecie mięsa, zgadza się?
Wszyscy: Tak.
Dziennikarka: Nieźle. Ale właściwie dlaczego?
Bill: Z miłości do zwierząt. Wszyscy mamy psy i jesteśmy miłośnikami zwierząt. Zwyczajnie nie moglibyśmy już jeść mięsa. Chcemy świadomie się z tym tematem obchodzić, od czasu do czasu jemy ryby, ale tak to staramy się żyć jako wegetarianie ze względu na miłość do zwierząt. Tak samo ta cała masowa hodowla zwierząt, ten temat jest dla nas bardzo ważny, staramy się angażować i w żadnym wypadku nie wspieramy tego zjawiska. Staramy się po prostu odżywiać w inny sposób.
Dziennikarka: Pięknie. A ty jak, pozostajesz przy swoim?
Gustav: Ja po prostu jem mięso.
Bill: Wydaje mi się, że nie można tego na kimś wymusić. Chodzi tu raczej o dojrzałość intelektualną, którą nie każdy posiada. Może kiedyś się ona pojawi.
Dziennikarka: Auć, to jest diss przed kamerą! No cóż, mi z pewnością brakuje dojrzałości intelektualnej.
Bill: Z pewnością kiedyś do tego dojdziecie!
Tom: Ale zobacz, mój pies wygląda prawie jak krowa.
Dziennikarka: Jest wielki!
Tom: Dokładnie, jest duży, czarno-biały, wygląda jak taka słodka krowa, to tak jakbym zabił jego brata, wiesz?
Dziennikarka: No tak, jeśli postrzega się to w ten sposób to faktycznie nie da się jeść mięsa.
Gustav: Na szczęście są też krowy o innym kolorze.
Tom: Tak, poza tym jest naprawdę wiele filmików, na których można zobaczyć, w jaki sposób produkuje się mięso, które później kupuje się w supermarkecie i po czymś takim po prostu nie da się tego jeść.
Dziennikarka: Okej. Ty też jesteś zwierzolubem. Masz małego włochatego pieska miniaturkę. Czy to w ogóle jest pies?
Georg: Oczywiście, że to pies.
Dziennikarka: Wygląda trochę jak kotek.
Bill: To bardziej taka świnka.
Dziennikarka: No, coś takiego! Ale bardzo kochasz tego pieska, jak zajrzy się na twojego Instagrama to na co drugim zdjęciu jest twój pies.
Georg: Nie na co drugim, na co trzecim! On jest taki piękny! To trzeba po prostu pokazać.
Dziennikarka: Ale czekaj, czy w twoim życiu jest kobieta? Jeśli mogę tak bezpośrednio zapytać.
Georg: Tak.
Dziennikarka: Nie jest to dla niej wkurzające, gdy widzi, że nie ma tam żadnego jej zdjęcia?
Bill: Ona jest raczej zadowolona, że nie ma tam żadnego jej zdjęcia!
Tom: Takie zdjęcia są zarezerwowane na prywatnego Instagrama.
Dziennikarka: Ach, macie także prywatne konta na Instagramie.
Bill: Ja nie, ja mam tylko jedno konto.
Tom: Ja nie mam w ogóle.
Dziennikarka: W ogóle?
Tom: Tak, to znaczy jest na Instagramie moje konto..
Dziennikarka: Ale z jednym zdjęciem?
Tom: Nie, nie ma tam żadnego zdjęcia, ale jest to moje oficjalne konto, a jeśli będę miał wystarczająco dużo obserwujących, to coś tam zamieszczę.
Dziennikarka: A kiedy będzie wystarczająco dużo?
Tom: Przynajmniej tyle ile ma Bill!
Dziennikarka: Bill, a ile ty masz?
Georg: Za każdym razem mniej, wcześniej mówił, że chce mieć milion obserwujących.
Tom: Chcę przynajmniej tyle, ile Bill bez żadnych postów! On już tyle harował na to, żeby mieć tyle obserwujących, a ja chcę mieć tyle samo bez wrzucania tam czegokolwiek, a wtedy też będę codziennie tam coś zamieszczał.
Georg: Nie powinniście tego wspierać.
Dziennikarka: No nie wiem.. Czy nie jest to trochę aroganckie?
Bill: Jest!
Tom: Jest! Ale za to jaki czad! Chcę po prostu pobić rekord, wydaje mi się, że nie ma nikogo takiego, kto miałby tyle obserwujących i żadnych postów.
Dziennikarka: To taki trochę wyścig, który nie przebiega zbyt równomiernie.
Tom: Między nami jest to taka kwestia ego oraz główny powód do sprzeczek w zespole, wszyscy mamy duże ego, a żeby zaspokoić moje, po prostu tego potrzebuję.
Dziennikarka: Jeśli już mówimy o ego, wy dwaj (Bill i Tom) jesteście wszechobecni, z kolei wy (Gustav i Georg) jesteście trochę zapomnianymi członkami Tokio Hotel. Przykro mi, że mówię to tak bezpośrednio, ale czasami wydaje mi się to trochę wredne. Leży to w kwestii ego?
Georg: Nie! Uważam, że to super.
Dziennikarka: Jest to wam obojętne?
Gustav: Nigdy nie miałem ego, więc nie wiem jak to jest.
Georg: Nawet nie wiemy, jak to się pisze.
Bill: Trzeba przyznać, że jesteśmy już piętnaście lat w zespole i każdy jest zadowolony ze swojej roli, każdy robi to, na co ma ochotę. Nie mamy żadnych reguł w zespole, które określają, co kto robi. U nas panuje zasada „żyj i pozwól żyć”. I dlatego każdy robi, co chce. To nie jest też tak, że my sadzamy Gustava i Georga z tyłu, żeby nic nie mogli powiedzieć…
Georg: Może nieoficjalnie.
Bill: Dokładnie, każdemu podoba się tak, jak jest. Tak było od zawsze.
Dziennikarka: A więc to wydaje się naturalne i nie ma na ten temat dyskusji. Pytam, bo zastanowiło mnie to, gdy powiedziałeś, że u was w zespole panuje ta cała ego–sprzeczka.
Tom: No tak, ale kwestię mojego ego oraz konta na Instagramie traktuję poważnie.
Dziennikarka: Okej, a więc obserwujcie go, a wtedy może pojawi się jakieś zdjęcie! Ale właściwie można wejść na waszą stronę i tam będą zdjęcia.
Bill: Dokładnie.
Tom: Jakie zdjęcia?
Bill: Twoje.
Tom: No tak, ale nie te całkiem prywatne. Takie, których nikt jeszcze nie widział.
Dziennikarka: Takie, których nikt jeszcze nie widział? No dobra. Nie będę pytać dalej. Nie wiem, kiedy to by się wtedy skończyło.
Georg: Przyjdzie najpierw w krótkich spodenkach, a wtedy się dowiesz!
Dziennikarka: Dokładnie! Dobra, dojdziemy do tego. Wow, naprawdę długo mi to zajęło.


Kliknij w obrazek, aby obejrzeć video

Dziennikarka: Już nawiązałeś do tego, że istniejecie od roku 2000 czy 2001 roku, to już piętnaście lat, a od dziesięciu jesteście sławni. Durch den Monsun! Już minęło prawie dziesięć lat! Szalona wyprawa! Jak sobie pomyślimy o tych dziesięciu latach, co było dla was najlepszym momentem?
Bill: Myślę, że nie ma takiego jednego momentu. Oczywiście pamiętam jeszcze, gdy dopiero co opublikowaliśmy teledysk i dopiero co znaleźliśmy się na listach przebojów, myślałem wtedy, że w ogóle nie trzeba tego kontrolować, nie wiedziałem jak to wszystko funkcjonuje i nagle piosenka stała się hitem numer jeden, nie wiedzieliśmy co się dzieje. Nie mogliśmy się w tym połapać i nie wiedzieliśmy, jak dalej potoczy się nasze życie.
Tom: Trzeba niestety przyznać, że to szybko minęło. Nie czuje się tego w ogóle, że to już dziesięć lat. Wielu rzeczy w ogóle się nie odczuwa. Trzeba sobie codziennie przypominać, że żyje się w ten sposób. I trzeba się tym przede wszystkim rozkoszować. Bywało tak, że co chwilę wygrywało się jakąś nagrodę, codziennie było się w innym mieście. W końcu nie wiedziało się, co to za nagroda, ani co to za miasto, można było się pogubić. Dlatego naszym zadaniem teraz jest cieszyć się każdym dniem. To samo jest na tej trasie, łatwo wypaść z rytmu, gdy ma się tak wiele do zrobienia. Myślę, że ciężko jest cieszyć się chwilą. Może brzmi to pretensjonalnie, ale naprawdę tak jest. A dziesięć lat przemija bardzo szybko, gdy się nie uważa.
Dziennikarka: Mogę to sobie wyobrazić. Gdy się tak dużo pracuje i tak dużo czasu spędza się poza domem, to w ogóle się nie zauważa, jak szybko wszystko przemija. A są takie momenty, że gdy teraz o nich myślicie to: O Boże to było niezłe! Wtedy w ogóle tego nie ogarnąłem!
Tom: Tak, było dużo takich momentów. Na przykład wtedy, kiedy po raz pierwszy wygraliśmy międzynarodową nagrodę MTV, to chyba było w Monachium, a potem nagrody pojawiały się jedna po drugiej. Chciałbym cofnąć się do niektórych z tych momentów, żeby jeszcze raz to świętować i żeby jeszcze więcej wtedy wypić!
Dziennikarka: Party hard! To możecie przeżyć dziś wieczorem. Wystąpicie dziś tu w Volkshaus. Jak dobrze znacie szwajcarską publiczność?
Bill: Długo nas tu nie było. Jestem ciekawy. Wydaje mi się, że przyjedzie dużo osób z zagranicy, nie wiem jeszcze, w jakim języku powinienem mówić.
Dziennikarka: To będzie interesujące, bo przy wejściu słyszałam hiszpański…
Bill: Włoski, francuski. Jest tam dużo ludzi. Nie będzie to łatwe. Nie wiem, czy mówić po niemiecku, czy po angielsku. Zobaczymy.
Dziennikarka: Też musieliście zadecydować, jeżeli chodzi o piosenki, czy śpiewacie je po angielsku, czy po niemiecku. I zdecydowaliście się na angielski. Dlaczego?
Bill: Uważam, że był czas, kiedy nagrywaliśmy po niemiecku i było to fajne, ale sądzę, że jest to trudne, aby napisać dobry tekst po niemiecku. Myślę, że wiele z niemieckich piosenek, które odnoszą sukces, są po prostu słabe.
Dziennikarka: Serio?
Bill: Tak. Nie mogę ich słuchać. Te niemieckie piosenki, które lecą w radiu, nie umiem tego w ogóle zrozumieć. Jest naprawdę wiele niemieckich piosenek, których nie dam rady słuchać, ale to w porządku, bo są ludzie którym się to podoba, ale ja nie mam w tej chwili pomysłu, żeby pisać dobre piosenki po niemiecku. Zrobiliśmy parę dobrych kawałków po niemiecku, ale teraz to nie ten czas, aby to dalej robić. Zrobiliśmy piosenki po angielsku, myślę teraz po angielsku, więc sprawiało mi to frajdę. Czułem się pewniej i nie chcieliśmy już tłumaczyć tych piosenek.
Dziennikarka: Może to dlatego, że teraz mieszkacie w LA. Musimy to sobie wyobrazić, bo na temat LA istnieje wiele stereotypów, że ludzie bardzo dbają o zdrowie, wszyscy super wyglądają, zawsze jest bardzo ciepło, ale też, że ludzie są nieco powierzchowni.
Bill: Właściwie wszystko, co powiedziałaś, się zgadza. Wszyscy chcą żyć bardzo zdrowo. Wszyscy wstają bardzo wcześnie, piją bardzo zdrowe napoje, uprawiają jogę, pilates i tak dalej. A my jesteśmy takimi Europejczykami, którzy się wyróżniają, bo nocami chodzimy po klubach, potem śpimy bardzo długo, nie jesteśmy rannymi ptaszkami. A więc zdecydowanie się wyróżniamy.


Kliknij w obrazek, aby obejrzeć video

Dziennikarka: Jak mówiliście w wywiadach, w LA możecie się ukryć, jak sądzę tutaj to niemożliwe?
Bill: Myślę, że to dobre miasto dla tych, którzy są sławni, bo to miasto rozrywki numer jeden, jest tam szalenie wielu ludzi, którzy przybywają tam i chcą stać się popularni, chcą zawalczyć o sukces ale i tacy, którzy przybywają tam i w żadnym razie nie chcą popularności, chcą się tam ukryć, wtopić się w tłum. Możemy się tam ukryć wśród innych ludzi, można uniknąć tego, że wszyscy wiedzą, dokąd idziesz jeśli nie chcesz być widzianym, więc dla nas to było najlepsze miasto aby móc się ukryć.
Dziennikarka: Możecie się także ukryć przed pozostałymi, bo tu przebiega granica: Niemcy – Ameryka. Jak funkcjonuje zespół, który żyje na dwóch kontynentach?
Georg: Nie zawsze jesteśmy rozdzieleni, Bill i Tom często przyjeżdżali do Niemiec, my do LA, jesteśmy w ciągłym kontakcie przez Internet, przez Skype’a.
Tom: Tak naprawdę nie byliśmy tak rozdzieleni, to trochę jak bycie w trasie, trzeba sobie wyobrazić, że przyjeżdżamy naszym busem do Frankfurtu, potem my lecimy do LA, a oni jadą do Magdeburga, a dwa tygodnie później znów spotykamy się w innym miejscu, to nie jest tak długo, więc to nie są jakieś duże odstępy czasowe, nasz dom stoi tutaj, a ich tutaj, więc to nie jest jakaś wielka sprawa.
Dziennikarka: W dzisiejszych czasach wszystko jest ściślej związane.
Tom: Zdecydowanie, wsiadamy w samolot i spotykamy się w dowolnym miejscu na świecie, także nasz album nagrywaliśmy wszędzie, i w Niemczech i w LA, także w różnych miejscach w Ameryce…. To taki zawód, że ciągle jest się w drodze, dlatego to nie gra żadnej roli szczerze mówiąc.
Dziennikarka: „Kings Of Suburbia” – gdy spojrzy się na tylną okładkę aby zobaczyć tytuły, widzi się tylko skróty. Denerwuje mnie to! W dzisiejszych czasach gdy się smsuje, wszyscy piszą tylko „LMFAO”, wszystko zawsze jest tak krótkie i mam wrażenie, że ludzie nie znajdują na to czasu. Młode pokolenie musi wszystko skracać?
Tom: Pomysł ze skrótami był Billa, jeden z niewielu pomysłów jakie miał, uznaliśmy, że to świetne,
i tak samo oprawa graficzna w takim stylu bardzo nam się spodobała, poza tym w booklecie mamy wszystkie teksty, więc wszystko można przeczytać, spędziliśmy mnóstwo czasu nad okładką, teledyskami, wszystkim co dotyczy kreatywności, co wizualne, audiowizualne, wiele z siebie daliśmy, pracowaliśmy z przyjaciółmi, z ludźmi, którzy kochają zespół, którzy nas znają, z którymi mieliśmy ochotę to robić i którym nie zależało tylko na zarobieniu pieniędzy, mamy bardzo dużo miłości wobec tego wszystkiego i mamy nadzieję, że tak samo ludzie wobec gotowego produktu, na który patrzą. Ja nie znam się na internetowych skrótach bo w ogóle nie mam z nimi do czynienia, nie używam ani Twittera, ani Instagrama, więc nie znam żadnych skrótów, kiedyś pomyliłem jakiś skrót i mój przyjaciel prawie skonał ze śmiechu, wydaje mi się, że napisałem „ROLF” i to było źle, napisałem tak bo nie wiedziałem co to znaczy.
Dziennikarka: Mój mikrofon się zepsuł, daj mi na chwilę twój… Teraz już wiesz co to jest?
Tom: Z czasem dowiedziałem się, że to ROTFL.
Dziennikarka: Też tak mam ze skrótami, u was jest o tyle dobrze, że jak się na jakiś kliknie, to pojawia się pełny tytuł. Wielkie dzięki za wywiad, było wspaniale, życzę wam dobrej zabawy na dzisiejszym koncercie!

Tłumaczenie: Nat & Emerald | źródło