Tokio Hotel w Bostonie!

Jutro Tokio Hotel po raz pierwszy zagrają w Bostonie, kiedy trasa Feel It All zatrzyma się w [klubie] Paradise.

Z nowym krążkiem wydanym we wrześniu ubiegłego roku i nową trasą rozpoczętą w marcu 2015, Tokio Hotel wciąż są na szczycie. Ogromny sukces na całym świecie, sprzedali ponad dziesięć milionów płyt i za każdym razem gdy wydawali coś nowego, podbijali listy przebojów. Jako że jutro, jedenastego sierpnia w Paradise Rock Club grają po raz pierwszy w Bostonie, oczekuje się wiele po tych europejskich legendach zaszczycających scenę.

Udało mi się porozmawiać mailowo z liderem grupy, Billem Kaulitzem o trasie, ich muzyce i sukcesie.

Już jakiś czas jesteście w trasie, jak wszystko przebiega?
Bill:
Wszystko idzie bardzo dobrze. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że znów możemy być w trasie po Stanach Zjednoczonych. Minęło sporo czasu od kiedy ostatnio tu występowaliśmy. Wiedzieliśmy od początku, że chcemy tu przybyć w ramach trasy i podzielić się naszym show z amerykańskimi fanami, ale nie byliśmy pewni, czy to się uda ze względów logistycznych. Teraz kiedy wiemy, że tak, nie moglibyśmy być bardziej podekscytowani. Chcieliśmy przybyć tu z całą produkcją i dostarczyć takie samo show, jakie zrobiliśmy w Europie. Naszym pomysłem było przenieść halową produkcję do małych obiektów i dać publiczności przeżycie jedyne w swoim rodzaju. Coś, czego wcześniej nie widzieli. Jest tego wiele. Mamy światła, kostiumy i sporo efektów specjalnych. Chcieliśmy zmienić małe sale w kluby nocne i mieć ze wszystkimi ogromną imprezę. Jak na razie udaje się perfekcyjnie. Przeżywamy najlepszy czas!

Jakie są wasze doświadczenia z Bostonem po tym, jak mieliście tu pierwszą trasę?
Bill:
To będzie pierwszy raz, kiedy gramy w Bostonie, więc jesteśmy bardzo podekscytowani przyjazdem i graniem dla naszych fanów. Kochamy odwiedzać nowe miasta, ale tak naprawdę nigdy nie mamy możliwości ich zobaczyć. Przyjeżdżamy i wyjeżdżamy. Cały dzień spędzamy w miejscu, gdzie gramy koncert, dajemy show, a potem jedziemy w kolejne miejsce. Słyszeliśmy wiele dobrego o Bostonie i mam nadzieję, że uda nam się choć trochę zobaczyć!

Czym różni się publiczność z innych krajów od amerykańskiej?
Bill:
Czujemy, że fani czekali tak długo na to, aż przyjedziemy, że bardzo doceniają to, że znów jesteśmy w trasie. Widzimy mnóstwo różnych typów ludzi i wydaje się, że nasza publika jest tu o wiele bardziej zróżnicowana niż w innych krajach. Od bardzo młodych dziewcząt po starszych kolesi i wszystko pomiędzy, to wspaniałe. Kocham to! Tak właśnie działa muzyka. Łączy wszystkich niezależnie od wieku i płci. Nie liczy się nic poza muzyką i odczuwaniem. Energia, którą dostajemy w Ameryce jest wręcz przytłaczająca. Kochamy to.

Dla tych, którzy nie widzieli was wcześniej – czego ludzie mogą oczekiwać po koncercie Tokio Hotel?
Bill:
Zdecydowanie mogą spodziewać się „show”. Nie pokażemy się tylko z naszym sprzętem i instrumentami. Naprawdę zrobimy show i zawsze staramy się dać naszym fanom coś nowego i nieoczekiwanego. Na scenie dzieje się tak wiele, że trudno to opisać. Mamy różne części show, a także gramy nasze ulubione kawałki ze starych albumów, ale koncepcja show jest skoncentrowana przede wszystkim na nowym albumie. Jest bardzo elektroniczne i spróbowaliśmy rzeczy, których nie robiliśmy nigdy wcześniej. Wszyscy wyszli ze swojej „strefy bezpieczeństwa” aby ożywić piosenki na scenie. Chłopaki grają na bębnach, fortepianie, syntezatorach, to wielka elektroniczna impreza ze śniegiem, światłami, kostiumami, pistoletem powietrznym i o wiele więcej.

W ciągu ostatnich lat bardzo zaangażowałeś się w świat mody. Jaka jest twoja ulubiona część odzieży na trasie?
Bill:
Cóż, to się zmienia na każdej trasie. Dla mnie dobre show wymaga dobrego ubioru i musi być całkowicie odmienne od stroju „na ulicę”. Kiedy jestem na scenie, wcielam się w różne postaci i to kocham. Moje kostiumy są bardzo krzykliwe. Każdej piosence i każdej części koncertu towarzyszy inne uczucie i starałem się to odzwierciedlić moimi kostiumami. Przebieram się około pięć razy w ciągu show. Przy każdej trasie pracuję z innymi projektantami. Na trasie Humanoid pracowałem z Danem i Deanem z Dsquared. Na tę trasę projektowałem wszystko z Marco Marco. Jest projektantem z LA i szybko znaleźliśmy wspólny język, więc byłem szczęśliwy.

Nowy album, który ukazał się pod koniec ubiegłego roku, brzmi świetnie. Był numerem jeden w trzydziestu krajach i w „TOP 5” w kolejnych siedemnastu. Co według ciebie determinuje nieprzemijający sukces w muzyce?
Bill:
Sukcesem dla mnie jest mieć prawdziwą bazę fanów. Ludzi na całym świecie przychodzących żeby cię zobaczyć i dzielić się z tobą muzyką. Bycie numerem jeden jest oczywiście wspaniałe! Ale obecnie to już tak naprawdę nic nie znaczy. Przemysł muzyczny bardzo się zmienił. Każdego tygodnia pojawia się nowa piosenka albo nowy wykonawca z ogromnym szumem wokół siebie. Większość z nich ma swoje pięć minut, a potem znika. Rywalizacja jest trudniejsza niż kiedykolwiek. Muzyka jest wszędzie, a wytwórnie nie mają już tak wielkiego znaczenia i ich wpływy się kończą. Przyszłość tej branży nie ma nic wspólnego z wytwórniami, mogę ci to powiedzieć! Więc w całym tym szalonym cyrku najlepszym co możesz mieć są fani, którzy są oddani zespołowi i twojej muzyce, a nie tylko jednej piosence. Jesteśmy szczęściarzami, że to mamy. To jest dla mnie prawdziwy sukces!

Co planujecie po zakończeniu trasy?
Bill:
Cóż, przed nami jeszcze mnóstwo koncertów. Po części w Stanach kontynuujemy trasę w Ameryce Łacińskiej. Później ruszamy do Rosji i na Ukrainę. Planujemy także część piątą w Europie i Azji, więc w zasadzie będziemy w trasie do końca roku.
Tom i ja także piszemy książkę, naszą pierwszą powieść. To mroczna, pokręcona i sarkastyczna historia o przemyśle muzycznym, w którym dorastaliśmy. Zamierzamy skończyć ją w tym roku, ale nigdy nic nie wiadomo. To dużo pracy skoro robimy to sami, nie mamy ghostwriterów (kogoś, kto za opłatą napisałby to pod nazwiskiem zleceniodawcy – przyp. tłum.). To świetna zabawa, ale też mnóstwo roboty. Cały czas jesteśmy też w studiu pracując nad nową muzyką i solowymi projektami. Zdecydowanie się nie nudzimy ani nie odpoczywamy, to na pewno.

źródło: welldoneboston.com