Kiedy ostatnio zajrzałam ponownie do tego opowiadania, szczerze zdziwiła mnie data publikacji ostatniego odcinka – to już ponad rok, a ja mam dziwne wrażenie jakbym dopiero wczoraj rozstawała się z Billem, Tomem i Ally. Zapewne doskonale znacie to uczucie, szczególnie w stosunku do tego opowiadania. Bo to jedna z tych historii, którą będą tak samo poruszające i aktualne zarówno za pięć, jak i za dziesięć lat.
Panie i panowie przedstawiam wam niezapomnianą Beichte autorkę „Letzte Beichte”.
U.: Zacznijmy od standardowego już pytania. Skąd i dlaczego właśnie Tokio Hotel? To dość kontrowersyjny zespół, a na dodatek z tego co mi wiadomo ty już studiujesz, a niewielu jest dojrzałych fanów TH, więc tym bardziej tematyka zaskakuje.
Beichte: Jestem już magistrem, obecnie robię doktorat na mojej uczelni. Jednak nie przesadzajmy, kiedy rozpoczęło się Letzte-Beichte, a raczej kiedy powstał na nie pomysł, był rok 2008 czyli można powiedzieć, że – mając 22 lata – byłam może lekko starsza od grupy fanek, lecz nadal nie posiadałam zmarszczek mimicznych. Teraz jest sporo autorek w takim wieku, w jakim ja zaczynałam. A co do dalszej części, może dlatego, że nigdy nie chodziło o zespół? Nie pragnęłam stworzyć wiarygodnej kreacji świata show biznesu, jakiegoś odzwierciedlenia panujących w nim realiów, chodziło mi jedynie o emocje, o historię, która wzruszy, o wyczucie do słów, zawartą gdzieś pomiędzy nimi prawdę. Lecz nie potrafiłabym pisać o wzruszeniach mając za podstawę bohaterów, którzy mnie samą pozostawią obojętną. A bliźniacy nie pozostawiają mnie obojętną, myślę, że działają podobnie na wiele z nas.
U: Pomysł na tą opowieść przyszedł do Ciebie pewnego dnia, i po prostu siadłaś i rozpoczęłaś swoją przygodę na blogu? Czy też najpierw, na spokojnie napisałaś całe opowiadanie i dopiero wtedy zabrałaś się za publikację?
Beichte: To było dość skomplikowane i nastąpiło falami. Nie sądzę, by można było napisać całe opowiadanie, szczególnie o objętości Letzte-Beichte, jedynie w zaciszu własnego mieszkania i tylko dla własnych oczu. Nie pokazując go nikomu aż do ukończenia. To niemożliwe w przypadku gatunku takiego jak FF, bo po pierwsze nie na tym to polega, a po drugie każda autorka z początku bardzo chce podzielić się z ludźmi swoją historią. Zobaczyć łzy, które są skutkiem jej słów. I nikogo za to nie ganię. Lecz nie znaczy to również, że należy starać się zawrócić bieg Wisły kijem. Publikowanie odcinków bez przygotowania jest błędem i zawsze mówiłam to głośno. Sami jesteśmy swoimi najlepszymi krytykami, najwierniejszymi fanami, lecz jednocześnie żadna z uwag innych ludzi nie zaboli nas tak, jak nasze własne krytyczne spostrzeżenia. Problem polega na tym, że trzeba je mieć, a jeśli ich brak, należy potrafić je wypracować. LB zaczęłam pisać w sierpniu 2008 roku. Wtedy było impulsem. Wariacką przygodą, gdy siedząc na parapecie okiennym, z zeszytem na kolanie, ołówkiem w jednej ręce a papierosem w drugiej, puściłam w ruch wyobraźnię i… sporą dozę marzeń. Napisałam sześć odcinków. Sześć bardzo słabych odcinków bez cienia ładu, wyczuwalnych zmian nastroju, o stylu zbliżonym do starań dziesięciolatki, piszącej swój pierwszy esej. Wtedy rozpoczęło się tych osiem miesięcy, o których wspominałam w różnych miejscach już parokrotnie i w tym czasie „nabierałam szlifu”. Ćwiczyłam bez końca, poprawiając zdania. A jeśli w trzech lub czterech kolejnych nie poczułam emocji, zmieniałam je. Aż do skutku. Bo ze mną było tak, że zawsze „czułam”, jak powinno być, co tekst powinien dawać, w jaki sposób działać na wrażenia czytelnika. Lecz „czuć” nie znaczy od razu umieć wcielić to w czyn. Dopiero po upływie tych miesięcy, i z czternastoma prawie gotowymi odcinkami, założyłam blog.
U: Na LB funkcjonowały tzw. porządkowe. Swego czasu było o to sporo szumu. Mówiło się, że to już niemalże fanatyzm. Kiedy zaczynałaś pisać tę historię spodziewałaś się, że tak się to wszystko potoczy? Że losami twoich bohaterów, będą żyły setki fanów? Że blog zyska własne porządkowe? Że trafisz, do tego wyjątkowego grona, zaledwie kilku pisarek FFTH, które kojarzą niemalże wszyscy ?
Beichte: Uff, mogę być skromna, lecz nieszczera, a lubię być szczera. Nie trawię ludzi grzecznie spuszczających oczy i mówiących o „nie swoich zasługach”, lecz chyba jeszcze bardziej nie rozumiem tych, którzy to kupują. Jestem dość dziwna, więc robię coś dobrze, albo wcale. Przygotowałam się i tekst był, no cóż, niezły, więc spodziewałam się sukcesu, jakiejś jego odmiany, może nie na miarę tych kilku tysięcy komentarzy, setek ludzi… lecz na pewno się nie bałam. A nie bałam się, bo znam siebie. Nie czułam, że zaczynam od zera, bo zamierzenie było zawsze jedno – ustawić wysoko poprzeczkę. Wzruszać zdaniami, których sama bym nie zapomniała, używać zwykłych słów, lecz jednak robić to w inny sposób. Napisać historię, po której jedni milkną a inni nie przestają mówić. Nie wiem, czy drugi raz zrobiłabym identyczne założenie, lecz na pewno zrobiłabym śmiałe.
U: Wśród fanów LB często słyszy się, że twoje postacie są nietuzinkowe i wyjątkowe i, że to one przede wszystkim czynią tę historię tak wyjątkową. Wzorowałaś je na innych osobach albo nadałaś im jakieś swoje cechy? Czy może budowałaś je od podstaw, dokładnie takie jakie sobie wymarzyłaś, zupełnie oderwane od twojego codziennego życia?
Beichte: Jedyną postacią, której nadałam czyjeś cechy osobowe była Ally – i nadałam jej własne. Jednak nie w formie kalki, czy przerysowania cech, które w sobie lubię, lub ukrywania tych gorszych. Miała mój upór, w tych dobrych i złych chwilach, który często wiódł ją na manowce, była konsekwentna, pracowita i nie była słaba. Pozostali bohaterowie byli obrazami moich odczuć, byli takimi, jak ich widziałam.
U: Czytałam LB i muszę zadać to pytanie bo zawsze mnie ono nurtowało. Który z bliźniaków bardziej przypadł ci do gustu, że tak to ujmę? Przez bardzo długi czas myślałam, że chodzi o Billa, ale końcówka sprawiła, że obydwoje stanęli dla mnie na równi jeśli chodzi o twoje zainteresowanie.
Beichte: Bill zawsze był dla mnie wyzwaniem, był moim niepokojem, a Tom, że zacytuję Kalljet, był tą ciepłą wodą, w odmętach której mogłam się zanurzyć. Ally też.
U: Główna bohaterką nie była do końca lekką, zawsze pozytywną i przyjemną postacią. Czasami mnie irytowała, czasami kompletnie jej nie rozumiałam, a mimo to miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że nie można było jej nie polubić. Wyszło w trakcie pisania, czy od początku chciałaś aby wzbudzała ona przeróżne emocje? Niekoniecznie tylko te pozytywne.
Beichte: Nie była do końca lekką i pozytywną postacią? Toż to chodząca franca w burgundowych szpilkach! Nie musisz jej lubić, wystarczy, że chciałabyś potrafić dokonywać jej wyborów. Nie musisz jej kochać, wystarczy, byś wiedziała, za co pokochało ją wielu. To jest charakterystyka tej postaci. I tak, była taką od początku.
Druga część wywiadu już dostępna TUTAJ