When you can’t breathe – I will be there…
To już 3 lata, czyli ponad 1000 dni od ostatniego koncertu Tokio Hotel w Polsce. Z tej okazji pozwolimy sobie trochę powspominać…
14 marca 2010. Już od samego rana mnóstwo fanów czeka pod łódzką Atlas Areną. Mimo deszczu ze śniegiem, ujemnej temperatury i bardzo wczesnej godziny, żaden z nich nie traci nadziei. Nadziei, że dotrą jak najbliżej sceny, by móc zza barierek podziwiać swoich idoli. Ludzie w kolejkach ustawili się po numerek, by wejść w pierwszej kolejności na halę. Część z nich dostała specjalne opaski FanZone, wyróżniające ich spośród fanów znajdujących się na płycie przed sceną. Jednak inna grupa miłośników Tokio Hotel postanowiła udać się pod hotel Andel’s, by tam czekać na czterech chłopców, spróbować zdobyć autograf i chociaż przez chwilę być bliżej nich. I udało się – tłum przywitał Billa, Toma, Georga i Gustava piosenką „Durch den Monsun”, by pokazać, że są z nimi od samego początku.
Śnieg padał coraz intensywniej, robiło się coraz zimniej, ale fanom nie przeszkadzały ani mokre kurtki, ani niska temperatura. Istotne było tylko jedno – aby nareszcie znaleźć się na hali i odliczać sekundy przed rozpoczęciem koncertu.
Wyróżniona część fanów miała okazję zobaczyć swoich idoli z bliska, dostać autograf, a nawet zrobić sobie z nimi zdjęcie! Wszystko za sprawą zorganizowanego spotkania zwanego Meet&Greet. To zapewne spełnienie najskrytszych marzeń fanów, chociaż niektórzy mogą być zawiedzeni, że nie dostali takiej szansy.
Godzina 18.00 – rozpoczęło się otwieranie wejść i wpuszczanie na halę. Fani rozbiegli się po sektorach i płycie, walcząc o miejsca jak najbliżej sceny. Większość fanów wniosła ze sobą na halę specjalne papierowe serduszka, które z jednej strony kolorami tworzyły flagę niemiecką, a z drugiej – polską. Już podczas supportu kilka fanów zasłabło, być może z nadmiaru emocji. Jednak w największej euforii czekający przed sceną fani byli dopiero w momencie, gdy zgasły wszystkie światła i rozpoczęło się show…
Najpierw na scenie wyłoniła się wielka, metalowa, humanoidowa kopuła, składająca się z dwóch części, które bardzo powoli otwierały się. I gdy nagle można było usłyszeć dźwięki gitary Toma, wszystko stało się jasne – zaczyna się. Światła skierowały się na czterech ulubieńców stojących na środku sceny w metalowej kopule. Każdy z nich w specjalnym stroju zaprojektowanym przez DSquared2, a na ich widok reakcja zsynchronizowana: pisk, krzyk, hałas, łzy. Zresztą nie ma się co dziwić – fani czekali na swoich idoli prawie 3 lata…
Trudno nie zapamiętać tych chwil. Dla niektórych to tylko niespełna godzina koncertu, a dla nas, fanów, to aż godzina bliskości czterech idoli. 3 lata temu mogliśmy poczuć ze wszystkich sił, jak wielką moc mają Aliens i jak wielką nagrodą za bycie wiernym fanem jest koncert tych czterech chłopców.
Make some noise, Aliens!
Przy okazji, zapraszamy Was na specjalny dział na forum (tutaj), w którym możecie podyskutować i powspominać koncert.