Bill: A więc „Never Let You Down” to jedna z wcześniejszych piosenek. Zdaje się, że napisaliśmy ten kawałek już jakiś czas temu. To była jedna z pierwszych piosenek.
Tom: Nie, bo ogólnie „Kings of Suburbia” jest zbiorem piosenek z czteroletniego etapu tworzenia ich i produkowania, a NLYD jest jednym z wcześniejszych utworów.
Bill: Ta piosenka jest o ludziach, którzy łamią złożone obietnice, a potem każą ci ponownie im zaufać i robią tak za każdym razem. Mam wrażenie, że LA… To znaczy cały album jest inspirowany tym miastem, bo Tom i ja się tutaj przeprowadziliśmy i zaczęliśmy dużo wychodzić, zebraliśmy wiele doświadczeń z ludźmi, z tym miastem i wszystkim innym. Ta piosenka jest o ludziach, którzy ciągle łamią obietnice i mam wrażenie, że to jest bardzo typowe dla LA. Zdaje się, że jest tu wiele ludzi, na których nie możesz polegać. Muszę tego doświadczać i nadal to robię, bo czasami ludzie przychodzą i odchodzą z twojego życia, a czasem odchodzą, nawet jeśli myślałeś, że nigdy więcej tego nie zrobią. Łamią obietnicę, że nigdy więcej cię nie zawiodą, ale to znów ma miejsce. Nie wiem… Ale ta piosenka jest właśnie o tym i jest mocno zainspirowana LA.
NLYD w Guitar Center
Eska.tv rozmawia z Tokio Hotel!

Kliknij w obrazek, by obejrzeć video
Na miesiąc przed koncertem Tokio Hotel w Warszawie ESKA.pl spotkała się z zespołem, aby opowiedział nam o swoim nowym show. Zobacz ekskluzywny wywiad z Tokio Hotel m.in. o trasie koncertowej, biografii, coverze Kelly Clarkson i posłuchaj jak członkowie grupy mówią po polsku
UWAGA! Już wkrótce na ESKA.pl ogłosimy konkurs, w którym do wygrania będą zaproszenia na koncert Tokio Hotel. Zespół wystąpi 27 marca w warszawskim klubie Stodoła. Bądźcie czujni!
Wywiad dla Kaltblut Magazine

„Miłość nie ma płci czy religii, nie ma granic” – Tokio Hotel rozmawiało z Kaltblut o ich nowym albumie „Kings of Suburbia” [Island Records] i nadchodzącej światowej trasie – „Feel it All: The Club Experience”, która rozpoczyna się w przyszłym tygodniu, w Londynie. Zainspirowani przez swawolną rozpustę ich nowo odkrytego domu w centrum LA, niemieccy ulubieńcy – zagubieni chłopcy Bill i Tom – są już dorośli, podobnie jak śledzący ich kult, ale czy wciąż czują się jak obcy?
Jak nagraliście nowy album?
Bill: Więc Georg i Gustav wciąż mieszkali w naszym rodzinnym mieście, oni wciąż mieszkają w Niemczech. Ja i Tom przeprowadziliśmy się do LA, więc nie nagrywaliśmy razem cały czas, ale spotykaliśmy się razem w studiu na nagrania zespołu i sesje na żywo. Oni byli raz na jakiś czas w LA, a następnym razem to my byliśmy w Niemczech.
Tom: My też byliśmy w Niemczech. Nagrywaliśmy w wielu różnych studiach. Myślę, że ta płyta zajęła nam cztery lata pracy, ciągłego bycie w studiu, produkowania, pisania piosenek. W końcu jest to zbiór czterech lat pisania piosenek – skończyliśmy nagrywanie w różnych miejscach.
Cztery lata to naprawdę długo!
Bill: Tak, wiem, ale stale nad tym pracowaliśmy. Napisaliśmy wiele piosenek. Wiele utworów nie zostało umieszczonych na płycie. Woleliśmy umieścić mniej kawałków, by móc stworzyć idealny krążek. Zdecydowaliśmy się w tym celu umieścić na płycie 11 utworów. Napisaliśmy samodzielnie wiele piosenek, by móc zaoferować je innym artystom. To coś, co chcieliśmy zrobić, tworzyć też dla innych ludzi.
Wywiad dla Superior Magazine
Bajka „Tokio Hotel”
Czwórka przyjaciół, para bliźniąt, jeden zespół, ogromny sukces. Ich historia przypomina bajkę i jeśli są ludzie, którzy nie znają Tokio Hotel, nie uwierzyliby w nią.
Wychowani w Magdeburgu, mieście na północy Niemiec, bliźniacy Bill i Tom Kaulitz założyli swój pierwszy zespół Black Questionmark nie mając nawet dziesięciu lat. W 2001 roku, kilka lat później, na koncercie poznali Gustava Schäfera i Georga Listinga i zaczęli razem tworzyć muzykę jako Devilish, wkrótce przemianowane na Tokio Hotel. Producent muzyczny odkrył ich na lokalnym koncercie i kiedy w 2005 roku wydali swój pierwszy album, mieli kontrakt z Universal Music Group. Zespół wystrzelił po sławę: „Durch den Monsun” błyskawicznie powędrowało na pierwsze miejsca niemieckich list przebojów, a album „Schrei” sprzedał się w liczbie 1,5 miliona egzemplarzy na świecie.
W 2007 roku Tokio Hotel ruszyli w światową trasę ze swoim drugim albumem „Zimmer 483”. Hale koncertowe były wypełnione płaczącymi i krzyczącymi nastolatkami, fani z innych krajów zaczęli uczyć się niemieckiego, dziewczęta rzucały szkołę i mdlały widząc chłopaków. Albo uwielbiasz Tokio Hotel albo ich nienawidzisz, nic pomiędzy.
Ale sukces zespołu miał i swoje ciemne strony. Przede wszystkim Tom i Bill nie mogli wyjść z domu bez ochrony, wyjście do szkoły stało się niemożliwe a paparazzi śledzili ich 24/7. Gdy bliźniacy wrócili do domu po imprezie z okazji swoich dwudziestych pierwszych urodzin i zobaczyli, że ktoś włamał się do ich domu i splądrował ich szafy, zdecydowali opuścić Niemcy i przenieść się do Los Angeles aby w końcu odetchnąć.
Cztery lata później, w październiku 2014 roku został wydany czwarty album Tokio Hotel „Kings Of Suburbia”. Chłopcy nie uważają siebie za powracających, bo tak naprawdę nigdy nie odeszli, ale naładowali swoje baterie, a teraz znów ruszają w trasę aby od marca 2015 roku „poczuć to wszystko” (Feel It All).
Kaltblut – nadchodzi nowy wywiad!
TH w Guitar Center – Girl Got A Gun
Bill: Historia kryjąca się za „Girl Got A Gun” jest taka, że… To znaczy Tom i ja napisaliśmy tę piosenkę…
Tom: W samochodzie.
Bill: W samochodzie, w drodze na sesję pisania piosenek z paroma innymi producentami. Próbowaliśmy znaleźć dobry wers do paru innych kawałków, które nawet nie trafiły na płytę i wpadliśmy na ten fragment melodii. Pamiętam, że wtedy mieliśmy do niej inny tekst, ale wymyśliliśmy to i utkwiło nam to w głowach na cały dzień. Pomyśleliśmy, że jest świetne, nagrałem to na telefon i wróciliśmy do domu. To jedna z piosenek, przy której wszystko działo się tak szybko.
Tom: Powstała bardzo gładko. Wróciłem do domu i w ciągu dwóch godzin miałem już gotową piosenkę. Nagraliśmy wokal i tyle! Piosenka była gotowa, mieliśmy ją. A potem długo siedzieliśmy z nią w studiu, bo kiedy kończyliśmy album, sporo czasu zajęło nam dopracowanie jej. W końcowej produkcji to z tą piosenką zeszło nam się najdłużej. Bo kiedy wszystko na początku dzieje się tak szybko, zakończenie, sfinalizowanie piosenki zajmuje mnóstwo czasu. Ale podoba nam się ten kawałek.
Bill: A tekst jest o czasie, w którym byłem z osobą, z którą być nie powinienem. Jest o tym, jak ludzie nie są dla ciebie dobrzy. Myślę, że każdy zna kogoś, kto czasami… Ja osobiście mam skłonności do pakowania się w tarapaty z nieodpowiednimi ludźmi, mam czasem tendencję do wybierania złych osób w swoim życiu, przyciągam ich do siebie i wiem, że popełniam wtedy błąd. I o tym jest ta piosenka: o dziewczynie, która ma broń…
Tom: W majtkach.
Bill: Nie… To dość niebezpieczne, ta osoba jest dla ciebie niebezpieczna i nie powinna znajdować się blisko ciebie.
„Zbyt młodzi i zbyt nudni” – wywiad z Billem

Wokalista Tokio Hotel, Bill Kaulitz opowiada w wywiadzie o odwadze w zmianach, chłopakach jako nowej grupie fanów, swoim życiu w Los Angeles. I tęsknocie za niemieckim chlebem.
Twoje włosy są w platynowym blondzie i krótko obcięte. Masz na sobie czarne dżinsy, lakierki i dziergane poncho – w porównaniu poprzednich wizerunków wyglądasz po prostu kołtuńsko.
Bill: Często noszę wysokie buty, przynajmniej w Niemczech wywołuje to jeszcze sensację. Ale rzeczywiście, wyglądam dziś inaczej niż przed pięcioma laty. Kocham modę i nie mógłbym nosić latami tej samej fryzury. Potrzebuję odmiany.
Czarne, długie włosy były latami twoim znakiem rozpoznawczym. Czy takie zmiany nie są niebezpieczne?
Bill: Jasne, zawsze kiedy mam nową fryzurę czy tatuaż, spotyka się to z głośną reakcją. Jako fan uważa się zespół za słaby z powodu ich muzyki, a wygląd za świetny – gdy to się zmienia, wywołuje to niechęć. Ale będę się dalej rozwijał i zmieniał i to zawsze nie będzie się podobało niektórym fanom. Jako artysta muszę wziąć na siebie to ryzyko.
Wstydzisz się swoich poprzednich wizerunków?
Bill: Nie, wprawdzie dziś bym tak nie wystąpił, ale wtedy chciałem wyglądać dokładnie tak i dlatego było to w tamtym momencie autentyczne i prawdziwe.
Bill o ulubionej marce
Bill: Muszę przyznać, że wielkim fanem Apple stałem się jeszcze przed wszystkimi. Kupiłem sobie laptopa tej firmy w wakacje za pieniądze, które dostałem za wejście w okres dojrzewania i wydaje mi się, że byłem pierwszym z mojego otoczenia, kto go miał. Miałem wtedy z 13 lat, a produkty Apple nie były jeszcze sprzedawane w ich sklepach, tylko w mieszkaniach, do których można było pójść i tam był tylko jeden mężczyzna, który sprzedawał laptopy albo je naprawiał. Nie było śladu po dużych sklepach specjalistycznych. Apple to wspaniała marka, musiałem sobie kupić ich laptopa i byłem jedynym, który go miał. Nikt z moich znajomych nie miał takiego. Uważałem, że był świetny i dlatego po prostu musiałem go mieć.