Po pięciu latach ciszy Tokio Hotel wracają z nowym albumem „Kings of Suburbia”. Zespół bliźniaków Billa i Toma Kaulitz, którzy sprzedali już siedem milionów płyt, opowiada jak do tego doszło.
Przed pięcioma laty wyjechaliście do Ameryki. Co zaprowadziło was do Los Angeles?
Bill: Przez pierwszy rok nie robiliśmy kompletnie nic. Tylko się bawiliśmy, chodziliśmy na festiwale i cieszyliśmy się tym, że możemy całkiem normalnie zmieszać się z masą ludzi.
Tom: Przy czym scena klubowa w LA jest nudna, wszystkie kluby są zamykane o drugiej w nocy. A że z natury mamy rytm opierający się na długim śnie i byciu na nogach do późna, nie robiliśmy nic innego poza zabawą i piciem.
Dlatego wasz nowy album jest tak inspirowany imprezami?
Tom: Dokładnie, brzmienie jest inspirowane nocnym życiem i sceną klubową w LA.
Bill: Właściwie ten album jest jak nasze dziecko, którym teraz dzielimy się ze światem. Tym razem sporo wyprodukowaliśmy samodzielnie. Przez to stał się o wiele bardziej osobisty od naszych poprzednich albumów. Na wszystkich płaszczyznach, czy to teledyski czy sesje zdjęciowe, pracowaliśmy wyłącznie z ludźmi, których znamy i lubimy, po prostu z przyjaciółmi z naszego kręgu. Dlatego jesteśmy w stu procentach zadowoleni, we wszystko włożyliśmy całe serce.
Postanowiliście śpiewać już tylko po angielsku?
Tom: Nie, to nie było planowane, po prostu tym razem napisaliśmy wszystko po angielsku. Już przy poprzednim albumie uważaliśmy, że to mało kreatywne, zawsze robić niemiecką i angielską wersję. Postanowiliśmy spróbować inaczej: jeżeli jakaś piosenka zostanie napisana po angielsku, taka zostanie. Na pewno kiedyś znów napiszemy piosenkę po niemiecku i taką ją wydamy.