P: Więc zdecydowałaś się na literaturę. Ale dlaczego właśnie ona? Jest mnóstwo innych dziedzin w których można się wykazać. Muzyka, rysunek, grafika komputerowa… Co sprawiło, że postawiłaś właśnie na pisanie?
Ula: Jeśli chce się robić coś na poważnie, trzeba to lubić, albo chociaż trochę się na tym znać. Gdybym powiedziała, że literatura dlatego, że umiem pisać, zabrzmiałoby to trochę narcystycznie, bo nie jestem żadnym Szekspirem, ciągle się uczę, a i mój styl pisania się zmienia. W każdym razie myślę, że to dziedzina, która sprawia mi najwięcej przyjemności i wymaga najmniej dopracowania.
P: Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z twoją książką, byłam przekonania, że ta opowieść musiała być wcześniej publikowana na blogu. Obecnie większość autorek FFTH publikuje przede wszystkim w sieci – na jakże licznych blogach.Ty także od tego zaczynałaś, czy debiutowałaś już na papierze?
Ula: W moim przypadku było trochę inaczej, bo zaczynając pisanie byłam nastawiona na publikację papierową. Gdy odkryłam, że znalezienie wydawcy nie jest tak proste jak mi się wydawało, postanowiłam kolejne fragmenty; które były już napisane; publikować na blogu, mając nadzieję, że w ten sposób będę bliżej swojego celu.
P: Nie masz obawy, że łatwiej jest dotrzeć do potencjalnego czytelnika przez internet? Za książki się płaci i bardzo często po pierwszym przeczytaniu lądują na półkach, gdzie zakurzone dokonują żywota. Czytelnictwo nie jest już dziś tak popularne i nie łatwo dotrzeć z nim do szerszego grona.
Ula: Zawsze znajdą się jakieś obawy. Jeśli nie takie jak opisałaś, to jakieś inne… Ja spotkałam się z wieloma osobami, które nie mogły przeczytać mojej książki, bo męczyło je czytanie przy komputerze. Ona nie nadaje się do publikowania na blogu, bo to nie jest taka historia, która równa się z opowiadaniami o Tokio Hotel (jest po prostu inna). Poza tym, dążyłam do tego, by ludzie, którzy nas nie rozumieją i nie są w stanie przetrawić TH zaczęli akceptować fanów i zespół. A odnośnie książek zalegających na półkach… Jeśli jest ich naprawdę dużo, można zawsze ją komuś podarować – czy bibliotece, czy komuś znajomemu. Przyznam się szczerze, że „Tokio Hotel – najgłośniej jak potrafisz” i u mnie zalega na półce, co nie znaczy, że stoi tam, bo przeczytałam jedynie raz i odłożyłam…
P: Mówisz, że chciałaś dotrzeć także do antyfanów, udało się? Przyznam się bez bicia, że przez chwilę mignęła mi myśl – kto to przeczyta poza fanami, wiedząc, że to także o Th? Z drugiej strony sama Amanda wcale nie wstydzie się przyznać, że jest ich fanką więc może to właśnie o to chodziło, żeby pokazać światu, że to żaden wstyd?
Ula: Moje koleżanki fankami nie są, a czytały. Jedna z nich nawet dokształcała się, przed lekturą, z historii TH. Jedna z czytelniczek opowiadała, że koleżanki ją wypytywały o różne rzeczy związane z książką. W zasadzie chodziło o to, żeby pokazać cały nasz świat, to jakie jesteśmy, i to w tej najbardziej hardcorowej wersji, udowadniając, że mimo tego możemy być równocześnie całkiem normalne. Na to, że antyfani dotrą do książki największa szansa jest poprzez biblioteki, a kiedy zastanawiasz się czy wziąć jakąś książkę, zaglądasz na jej tył i czytasz opis. W moim zabrakło słów o Tokio Hotel, użyłam jedynie sformułowania „miłość do wokalisty pewnego znanego zespołu”, celowo, by nie odpychało to ludzi na samym początku.
P: Dlaczego właściwie Amanda jest dopiero nastolatką? Na stronie sama piszesz, że wierzysz, że w każdym wieku można być fanem Tokio Hotel. Dlaczego nie stała się więc dajmy na to dwudziestoletnią studentką?
Ula: Akcja książki toczy się w 2006r. i pokrywa się z ukazaniem się klipu „Der letzte Tag”, są to więc raczej początki TH, kiedy 99% z nas miała właśnie 16, czy 17 lat. Chciałam pokazać, że my dorastałyśmy razem z zespołem, że nie wyrosłyśmy z tego, kiedy przekroczyłyśmy magiczną barierę 18-stu, czy 20-stu lat, a nasza fascynacja nim nie jest krótkotrwała, ale ciągnie się od kilku lat
P: Ponoć często nadajemy naszym postaciom własne cechy, u ciebie tez się to sprawdziło? A może Amanda jest takim połączeniem osobowości zapewne wielu znanych ci fanek?
Ula: W zasadzie jest połączeniem wszystkich fanek, i to pewnie dlatego jest do granic możliwości świrnięta na punkcie TH, ale ma także moje cechy, które odziedziczyła po mnie zupełnie nieświadomie, a nawet te, które ja bardzo chciałabym mieć. Myśląc o jej wyglądzie zewnętrznym w mojej głowie zawsze pojawiała się dziewczyna, która znajduje się na okładce (gwoli ścisłości ma ona na imię… Amanda!).
P: Sama wpadłaś na pomysł właśnie takiej okładki, czy była to propozycja redakcji? Mnóstwo osób zapewne bardzo ciekawi jak wygląda taka współpraca z szanowanym wydawnictwem. Uchylisz dla nich rąbka tajemnicy?
Ula. : Pewnie, że uchylę, nigdy się z tym nie kryłam. Wydawnictwo przygotowało okładkę według własnego pomysłu, mimo że sama mam znajomego grafika. Mieliśmy własną koncepcję – dziewczyny przy komputerze, do której wykorzystałam Amandę. Zorganizowałyśmy specjalną sesję zdjęciową w studio, którego użyczył nam znajomy fotograf, a zdjęcia robiła moja inna koleżanka. A reszta pracy nad okładką to efekt wielu wysłanych maili, moich nerwów, próśb i czekania, aż grafik z wydawnictwa wykończy pracę znajomego pod wymagania druku.
P: Ostatnio zgarnęłaś statuetkę najlepszej autorki Fan Fiction Th, czego ci szczerze gratuluje. Konkurencja była dość spora, rywalki mocne, tym bardziej jestem pod wrażeniem. Wierzyłaś, że uda ci się zgarnąć tę nagrodę?
Ula: Dziękuję bardzo. Wiesz, szczerze powiedziawszy nie czytam raczej opowiadań o TH, bo należę do osób, które męczy czytanie przed komputerem, ale na temat ‚Lalki’ słyszałam mnóstwo różnych rzeczy, wiec tym bardziej byłam zdziwiona. Ale tak naprawdę nie myślałam nic, bo ciężko mi było określić moją pozycję wśród czegoś o czym mam niewielką wiedzę. Równie trudna do opisania byłaby moja reakcja na wieść, że wygrałam…
P: Skoro fani głosowali, musieli przeczytać. Na koniec przejdźmy więc może do nieco mniej przyjemnych tematów. Jak wyglądał sam proces tworzenia książki, od strony czysto fizycznej? Dużo czasu zajęło ci jej skompletowanie? Pisywałaś dniami czy nocami ? Samotnie czy może z kimś do towarzystwa?
Ula: Duża część fanek ciągle nie przeczytała książki, a bardzo mi na tym zależy. W każdym razie… Książkę pisałam około czterech lat. Pisałam wtedy, kiedy miałam natchnienie – często wieczorami, zaczynałam w okolicach godziny 22, gdy panowała cisza, kończyłam o godzinie 2 albo 3, a potem spałam do południa; pisywałam wtedy w zeszytach. Kiedy zaczęłam wszystko przenosić do pliku komputerowego mogłam pisać o każdej porze, nie przeszkadzało mi towarzystwo innych osób i grającego telewizora.
P. : Dziękuję bardzo za obszerny i bardzo miły wywiad no i cóż – nie pozostaje mi nic jak tylko życzyć jak najlepszego przyjęcia drugiej książki i wielu sprzedanych egzemplarzy twoich dzieł.
Ula. : Pod warunkiem, że zdecyduję się ją wydać, nad czym na razie się zastanawiam. Za życzenia nie dziękuję,żeby nie zapeszać, ale za rozmowę jak najbardziej i przy okazji pozdrawiam wszystkich czytelników Tokiohotel-news!