Owszem, przydałyby mu się jakieś lekcje. Tyle lat nie śpiewał (i jak widać nawet głosu nie ćwiczył), że wypadł z rytmu zupełnie. U wokalisty kilkumiesięczna przerwa od ćwiczeń głosu potrafi nawet zmniejszyć jego skalę i tak zaważyć na umiejętnościach, że potem trzeba ustawiać głos na nowo. A tu ile nie śpiewał, z 4 lata? Raz mu wypada świetnie, kiedy ma lepszy dzień i przyłoży się do śpiewania, a innym razem wychodzi mu marnie – kiedyś taka sinusoida mu się nie zdarzała, trzymał formę nawet przy trudnych partiach, a tu coś takiego…
Nie zgodzę się do końca za to z TokioHotelką. To nie o to chodzi, że on nie daje rady zaśpiewać nowych piosenek. Jedno akustyczne wykonanie LWLYB miał świetne, a ten utwór ma cholernie wymagającą linię wokalną. Gdyby był za słaby na takie utwory, to by ani razu nic mu dobrze nie wyszło. On w tym momencie raczej nie ma przygotowania głosu, jest trochę jak amator, który ma możliwości zaśpiewać dany utwór, ale nie panuje nad tymi możliwościami i raz mu wychodzi, a raz psuje. Żeby to ogarnąć potrzeba mu albo paru lekcji śpiewu albo ćwiczeń wokalnych na ogarnięcie i rozruszanie głosu, które pewnie dobrze zna. Tylko że niestety człowiekowi musi się chcieć je wykonywać -,- Ma się wrażenie, że głos nie wychodzi z niego naturalnie, że jest wymuszony, prawda? To właśnie jest efekt nieprzygotowania i najlepszy dowód na to, że Bill w ogóle nie ćwiczy i nawet głupiej rozśpiewki na rozruszanie przed występem nie robi, tylko idzie do mikrofonu z marszu. W ten sposób zawsze będzie poniżej swoich możliwości i w końcu znowu sobie ten głos rozwali jak kiedyś.
Za to ten koncert to – specjalnie jeszcze raz się zmusiłam do przesłuchania tych koszmarków, żeby się upewnić – to już nawet nie jest ten brak warsztatu, tylko totalne niechciejstwo. Zaśpiewał tak potwornie na odwal się, jakby sobie nucił przy robieniu żarcia albo pod prysznicem, więc musiało to siłą rzeczy wyjść słabo. Znam wokalistów, którzy wychodzą z takiego kretyńskiego założenia „dzisiaj nie śpiewam przed szeroką publiką, to zwisa mi jak mi wyjdzie, nie chce mi się przyłożyć do śpiewania” i taka postawa zawsze była dla mnie niezrozumiała, totalny brak szacunku zarówno do muzyki, jak i do ludzi, którzy tego występu słuchają. Bill zrobił tu to samo, pewnie przez to, że to „tylko” małe radio, a nie wielki koncert, więc po co „wielka diva” miała się produkować? Gdyby parę lat temu ktoś mi powiedział, że Bill odwali chałturę na koncercie, to bym się wymownie postukała w czoło. A jednak :/
Coraz mniej w nim pasji do muzyki, o ile jeszcze jakąś ma.

Uch, przepraszam, że znowu tak się rozpisuję, ale żyję śpiewem i jak słyszę coś takiego w wykonaniu kiedyś starannego wokalisty, to aż mnie skręca całą i wywija na lewą stronę ._.