Teraz nic nie mów, Billu Kaulitz
Wokalista Tokio Hotel, Bill Kaulitz w wywiadzie bez słów o swoim życiu w Stanach Zjednoczonych, marzeniach o ślubie i strachu przed natrętnymi fanami.
Urodzony: 1 września 1989 w Lipsku
Zawód: Wokalista i model
Wykształcenie: Ukończenie eksternistycznej szkoły realnej (Realschulabschluss)
Status: Śniący kalifornijskim snem
Kiedy Bill Kaulitz jeszcze chodził do szkoły, z dwóch tanich koszulek uszył sobie nową, której nie mógł mieć nikt poza nim i każdego ranka schludnie upiększał swoją twarz kajalem. Chłopak, który chciał być inny – i kiedy w 2005 roku jego zespół Tokio Hotel wybił się hitem „Durch den Monsun”, stał się prawdziwym idolem. W wieku, w którym nastolatki po raz pierwszy idą do klubu (i o północy są odbierane przez rodziców), on dawał koncerty przed dwudziestotysięczną publicznością, podpisywał bluzki piszczącym dziewczynom i ukrywał się przed paparazzi, którzy czaili się w ogrodzie jego rodziców. Oczywiście sukces miał swoją cenę: w 2010 roku włamano się do mieszkania braci Kaulitz; natarczywi fani nadciągali w ich okolicę i kiedy tylko bracia otwierali drzwi, najczęściej stała przed nimi horda dziewcząt. To było dla niego zbyt wiele. Razem ze swoim bliźniakiem Tomem, przeprowadził się w 2010 roku do Los Angeles, pracował jako model, pozował do zdjęć na okładki magazynów, pisał nowe piosenki. W międzyczasie nazwał się po prostu „Billy” i stał się tym, kim zawsze chciał być: kimś wyjątkowym. Nowy album Tokio Hotel „Dream Machine” niedawno się ukazał.
Od lat mieszkasz w Stanach Zjednoczonych. Przed czym właściwie się ukrywasz?
Jak mamy wyobrażać sobie twoje życie w Stanach?
Gdybyś nie był gwiazdą, kim byś został?
Co masz zawsze przy sobie?
Jaka cecha twojego charakteru wzmocniła się w ostatnich dziesięciu latach?
Co czujesz, kiedy dziś słyszysz swój pierwszy wielki hit, „Durch den Monsun”?
Jak podchodzisz do ludzi, którzy nie mogą znieść twojej muzyki?
Miałbyś problem z tym, gdyby kariera Tokio Hotel już nigdy nie nabrała prawdziwego rozpędu?
Co koniecznie chcesz zrobić jeszcze zanim skończysz trzydzieści lat?
źródło: sz-magazin.sueddeutsche.de