Co najbardziej lubicie w Los Angeles?
Tom:
Bill: Ja uwielbiam tutejszą pogodę. Każdego dnia jest słonecznie i ma się wrażenie, że jesteśmy stale na wakacjach. Ale są też złe strony takiej pogody w Los Angeles – ludzie stają się nieco leniwi w kwestii mody. Ich stroje mogą być dość nudne. To dla mnie trudne, bo bardzo interesuję się modą.
Pamiętasz swój pierwszy strój sceniczny?
Bill: Tak. Kiedy dopiero zaczynaliśmy występować, graliśmy koncert w naszym rodzinnym Magdeburgu. Ubrałem wtedy spódniczkę. Nadal pamiętam, że miałem na sobie tę niecodzienną część odzieży w połączeniu z ręcznie zrobioną koszulką i martensami. Nie mieliśmy pieniędzy, więc często sam tworzyłem sobie ubrania.
Opowiedzcie o swoim największym marzeniu, które się spełniło.
Bill: Zawsze chcieliśmy odnieść sukces z naszą muzyką. Mój brat i ja mieliśmy po 7 lat, kiedy zaczęliśmy pisać swoje kawałki. Wtedy nie mieliśmy żadnego producenta ani wytwórni płytowej, która by nas wspierała w naszym rodzinnym mieście. Razem z Georgiem i Gustavem jesteśmy zespołem już od bardzo dawna – w tym momencie od ponad 14 lat.
Więc nie wierzyliście, że wasz sen kiedykolwiek się ziści?
Bill: Zdecydowanie nie. To było tylko marzenie, a my jesteśmy niesamowicie wdzięczni, że udało nam się je kilka lat później urzeczywistnić. Teraz żyjemy tym marzeniem i jesteśmy z tego powodu więcej niż szczęśliwi.
Co wasza rodzina sądzi o waszej karierze?
Tom: Nienawidzą nas. Nie, tylko żartuję.
Bill: W zasadzie są z tego powodu naprawdę szczęśliwi. Nasza mama jest bardzo kreatywna, a nasz ojczym gra na gitarze w zespole. Brzmi zabawnie, ale żyjemy również ich marzeniami. Bardzo nas wspierają, a my mamy silną więź z naszą rodziną. Zawsze skupialiśmy się na kreatywności; muzyka była ważną częścią nas już od małego.
Jak myślicie, gdzie byście teraz byli, gdybyście nie osiągnęli tego potężnego sukcesu z Tokio Hotel?
Tom: Pewnie w domu, bez żadnych planów na przyszłość. Nie, znów żartuję. Mam nadzieję, że zacząłbym robić coś kreatywnego. Nie mogę wyobrazić sobie siedzenia w biurze przez cały dzień. Kiedy byłem młodszy, zawsze chciałem być prawnikiem albo gwiazdą porno.
Robić karierę jako gwiazda porno?
Tom: Raczej pracować jako prawnik, a po godzinach być gwiazdą porno. Świetny pomysł, czyż nie?
Powracając do rzeczywistości: możecie opisać proces przygotowywania nowego albumu?
Bill: Zaczęliśmy bardzo powoli po rocznej przerwie. Potrzebowaliśmy trochę czasu dla naszej kreatywnej strony, jak i na przeprowadzkę do Stanów Zjednoczonych. Po jakimś czasie zdecydowaliśmy, że chcemy stworzyć nowy album: polecieliśmy do naszego studia do Nowego Jorku, by zacząć pracę nad krążkiem. Po raz pierwszy wszystko sami wyprodukowaliśmy. Każda piosenka została napisana przez nas samych.
Czemu?
Bill: Prawie nikt nie rozumiał, co chcieliśmy zrobić przy nowym albumie. Normalnie nagrywamy nowe piosenki zaczynając od gitary. Tym razem było inaczej – Tom bardziej zainteresował się syntezatorami. W końcu album brzmi bardziej elektronicznie, niż wszystko, co Tokio Hotel wydało przedtem. Ten krążek brzmi jak nocne życie Los Angeles.
Czy jest jakaś wskazówka, jaką chcielibyście usłyszeć na początku waszej kariery?
Bill: Czytaj uważnie każdy kontrakt. Patrząc wstecz, nie zmieniłbym raczej niczego. Na pewno popełniliśmy wiele błędów podczas ostatnich paru lat. Myślę, że nadal je popełniamy, czyż nie?
Tom: Ogólnie rzecz biorąc, jesteśmy wielkimi szczęściarzami.
Bill: Ale jest coś, czego się nauczyliśmy: zachowywać balans pomiędzy karierą a prywatnością. Zawsze chcieliśmy to zachować, ale nie zawsze było to łatwe.
Z powodu waszych fanów? Czy coś się w związku z tym zmieniło w ostatnich latach?
Bill: Teraz słucha nas więcej chłopaków. Nasz management powiedział nam, że wiele osób płci męskiej ogląda nas na YouTube. W przeszłości mieliśmy wrażenie, że na nasze koncerty przychodzą tylko dziewczyny.
Czy są jakieś różnice między amerykańskimi a europejskimi fanami?
Bill: Nie bardzo. Są dla nas jak wielka rodzina. Fani z całego świata łączą się ze sobą online, świetnie jest to widzieć.
Tom: Niestety od dawna nie spotkaliśmy naszych amerykańskich fanów. To powód, dla którego chcielibyśmy wystartować z trasą po Stanach.
Myśleliście o tym, żeby z powrotem zamieszkać w Europie?
Tom: Georg i Gustav nadal tam mieszkają. Bill i ja kochamy życie w Los Angeles. Obecnie nie mamy powodu, dla którego mielibyśmy wrócić na stałe do Europy. Spędzamy mnóstwo czasu w samolotach – ma się wrażenie, że żyjemy w trasie. Może pewnego dnia wrócimy do Niemiec. Włochy czy Meksyk też byłyby super.
Czy jest coś w show biznesie, czego się obawiacie?
Bill: Wiele widzieliśmy w ciągu ostatnich lat i wiemy, jak radzić sobie z show biznesem – mam wrażenie, że wreszcie to pojęliśmy. Najważniejsze jest to, że zawsze jesteśmy razem. Jesteśmy rodziną. Dopóki mój brat i mój zespół są blisko, czuję, że mogę sobie ze wszystkim poradzić.
Z czego w swojej karierze jesteście najbardziej dumni?
Bill: Trudno wybrać. Jestem dumny, że zdobyliśmy nagrodę VMA w 2008 roku. Nadal wydaje się to nierealne.
Tom: Ja jestem dumny z tego, że skończyliśmy nowy album.
Co będzie dalej z Tokio Hotel?
Bill: W marcu ruszamy z pierwszą częścią trasy koncertowej. Londyn będzie naszym pierwszym przystankiem. Nasza światowa trasa tym razem będzie bardziej intymna. Teraz chcemy grać w mniejszych klubach. Pojedziemy wszędzie, by zobaczyć naszych fanów. Będzie wspaniale.
źródło | tłumaczenie: xkaterine