Prowadzący przedstawia zespół, opowiada o histerii wśród fanów, o sprzedaży poprzednich płyt. Dodaje, że TH zdobyli wszystkie możliwe nagrody oprócz Grammy. W 2007 roku zdobyli także nagrodę 1Live Krone, którą osobiście im wręczył. Pada pytanie o to, ile mieli lat, gdy tego doświadczyli, na co Bill odpowiada, że 15-16. Prowadzący dodaje, że to miało swoją cenę, bo nie byli już potem wolni. Opowiada o tym, jak bliźniaki wyprowadzili się do Los Angeles, a Georg i Gustav zostali w Niemczech. Przypomina, że to stało się 4 lata temu, a w tym roku, w październiku, ukazał się najnowszy album „Kings Of Suburbia”. Prosi bliźniaków, aby przedstawili krótko, gdzie się znajdują, na co Bill odpowiada, że są w studiu „The Village” w Santa Monica w LA. Prowadzący dodaje, że są w studiu w muzycznym w LA, w którym Bill i Tom żyją – nie w studiu, lecz w mieście. Tom żartuje, że w studiu także. Pada pytanie o to, co łączy ich ze studiem „The Village”. Bill opowiada, że odkryli je już dawno temu, podobał im się budynek, bo to stare studio, w którym już wielu artystów nagrywało swoje kawałki.

Tom dodaje, że w tym studiu panuje dobra atmosfera. Bill potwierdza, dodając, że nagrali tu wiele materiału na nowy album i naprawdę lubią tu przychodzić i co jakiś czas je wypożyczać. Prowadzący pyta, czy wiedzą, kto już tutaj nagrywał. Tom odpowiada: „Lepiej zadać pytanie, kto tutaj nie nagrywał. Ale wśród tych osób są wielkie gwiazdy, legendy jak Aerosmith, który jest naszym ulubionym zespołem. Każdy tu już nagrywał, bo są tu też małe prywatne studia, na przykład Johna Mayera, który ma na górze swoje studio i chyba kilka innych osób też tak ma. Pink Floyd także tu nagrywali.” Prowadzący pyta, czy czują w tych pomieszczeniach specyficzną atmosferę. Bill odpowiada, że ma wrażenie, że nadal czuje zapach tych wszystkich urządzeń. Tom wtrąca się, że te stare urządzenia nadal brzmią wspaniale i lubią tutaj przychodzić z całym zespołem na nagrania żywych instrumentów.
Następnie prowadzący zadaje pytanie o to, kiedy podjęli decyzję o przeprowadzce do LA. Bill: „To była dość spontaniczna decyzja. Na początku chcieliśmy mieć tu swój drugi dom, gdzie od czasu do czasu moglibyśmy uciekać, nadal mając coś w Niemczech. Ale wtedy ktoś włamał się do naszego domu – to wydarzyło się w nasze 20-te urodziny i kiedy nasz jedyny azyl w Niemczech przepadł, nie wiedzieliśmy, dokąd się udać. Powiedzieliśmy wtedy „Ok, zanim stworzymy sobie tutaj kolejne więzienie, totalnie uciekniemy.” I w ciągu, jak sądzę, czterech tygodni znaleźliśmy nam dom przez Internet, zabraliśmy rodzinę, przyjaciół i psy i wylecieliśmy do LA. I więcej nie wróciliśmy.” Prowadzący pyta, czy wiedzą, kto się włamał do ich domu, ale Bill odpowiada, że nie, bo przed bramą zawsze stało multum ludzi i stale mieli ochronę. Przypuszcza, że to ktoś z tego tłumu i każdy to widział, ale nikt nie chciał im pomóc, nawet policja. Nie byli w stanie dowiedzieć się, kto to zrobił. Wiedział tylko, że cały dom był przekopany, a jego bielizna wyrzucona na podłogę. Mieszkanie było zdemolowane, wszystko sfotografowane, dlatego nie chciał tam być już ani chwili dłużej. Tom dodaje, że niezależnie od tego, czy to osoba prywatna czy nie, ale każdy, komu ktoś włamie się do mieszkania, to czuje. „To odrażające. Czujesz się jakby zgwałcony, bo to twoja prywatność i nikt nie chciałby, aby wszyscy otwarcie wiedzieli, co znajduje się w twojej szafce nocnej. Nie chodzi o to, że chowa się tam jakieś dziwne rzeczy… (śmieje się) Ale tak się czujesz, jak zgwałcony. Kiedy tam wróciliśmy, strzepaliśmy popiół z papierosów na podłogę, bo to nawet nie był nasz dom. To nie jest tak, że przywiązaliśmy się do LA, to stało się bardzo spontanicznie. Bill bardzo chce się przeprowadzić do Nowego Jorku, a ja raczej wolałbym przenieść się do miejsca, które jest bardziej niezwykłe, niekoniecznie do metropolii, ale gdzieś, gdzie można zrobić coś wyjątkowego. Jak rajd na motocyklu przez Indie czy coś w tym stylu, albo być w trasie z plecakiem…” Prowadzący pyta, czy Bill by towarzyszył Tomowi, na co ten odpowiada, że oczywiście, że tak. Tom dodaje jednak, że Bill nie ma prawa jazdy na motocykle. Bill: „To po pierwsze, poza tym… nie mogę sobie tego wyobrazić na dłuższą metę. Muszę przyznać, że jestem raczej mieszczuchem. Lubię też ciszę i naturę, ale… mogę sobie wyobrazić wyjazd do Indii i potem bycie w podróży przez miesiąc czy dwa, ale żyć tam… Czuję się komfortowo w dużych miastach. Nowy Jork i tak dalej… Kocham tam przebywać. Mam też wrażenie, że częściej wychodzę z domu niż Tom, po prostu lubię być wśród ludzi, w dużych miastach.”
Prowadzący pyta o to, jak wyglądał typowy dzień w „złotej klatce”, gdy mieszkali w Niemczech. Tom odpowiada, że zawsze było to dobrze zorganizowane. Po pierwsze, przez cały czas byli w trasie. Bywały lata, kiedy przez 320-340 dni podróżowali. Potem po trasie wracali do domu i czuli się jak w więzieniu, bo nawet nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Przyzwyczajeni byli do tego, że żyli jak w bańce – otoczeni ludźmi, asystentami, menadżerami i ludźmi, którzy załatwiali wszystko za nich, bo oni musieli tylko występować przed tłumem. Bill: „Każdy dzień był zaplanowany przez innych. I to mnie naprawdę dobija, bo nie chcę tego w swoim życiu. Nie można po prostu wyjść, kiedy chcesz się wybrać do kina czy zjeść gdzieś pizzę. Zawsze musisz poinformować o tym kogoś, potem ten ktoś mówi o tym ochronie, która dzwoni do danego miejsca… Wszystko wymaga wielkiego przygotowania i nawet jak chcesz po prostu napić się kawy na mieście, to musi być zaplanowane i przygotowane.” Tom dodaje, że to jak skarżenie się na swoje wyimaginowane problemy, ale faktycznie tak jest. Bill wtrąca, że to także ma dobrą stronę, by jest zabawnie i bardzo lubią być w trasie, ale trzeba umieć zachować balans między życiem publicznym a prywatnym. I dlatego zdecydowali, że teraz chcą zająć się prywatnością, żyć własnym życiem, korzystać z drobnych radości, bo życie w trasie na to nie pozwala. Prowadzący pyta, co robili przez pierwszy rok przerwy, bo słyszał, że kompletnie nic. Bill odpowiada, że robienie niczego to wstawanie z łóżka bez zaplanowanego dnia. Nie mieli żadnego terminu, do kiedy mają wydać płytę, nie zapisywali niczego w kalendarzu, przez pierwszy rok robili po prostu to, co chcieli. Wstawali rano i mówili, że tego dnia chcą iść do parku rozrywki i to robili, innego grali w paintball, innego jeździli na go-kartach, chodzili na koncerty, festiwale. Robili całkiem normalne rzeczy, chodzili do sklepu z wyposażeniem domu i kupowali patelnie, bo gdy wyprowadzili się z Niemiec, nie brali ze sobą niczego takiego. Wiele imprezowali, każdego dnia w innym klubie.
*przerwa*
Prowadzący pyta bliźniaków, gdzie aktualnie przebywają Georg i Gustav, Tom odpowiada, że w Niemczech, ale wkrótce przyjeżdżają do Stanów (wywiad został nakręcony w listopadzie -przyp. tłum.), aby we czwórkę promować album i dać kilka występów, a po nowym roku wspólnie ruszają w trasę. Prowadzący mówi, że odnosi wrażenie, iż G’s niezbyt lubią pokazywać się w mediach i udzielać wywiadów, na co Bill odpowiada, że nie mają z tym problemu, ale rzeczywiście za tym nie przepadają i gdy nie muszą tego robić, całkowicie odpowiada im to, że zajmują się tym bliźniacy. Dodaje, że kochają być na scenie i robić muzykę, ale wywiady czy sesje zdjęciowe nie są tym, co ich interesuje. Pada pytanie o to, czy Gustavowi i Georgowi odpowiada, że uwaga skupia się w większości na braciach i czy aby na pewno nie chcieliby tego samego. Bill odpowiada, że dzięki temu ich życie jest spokojniejsze i dodaje, że fani często mówią „o nie, znowu Bill jest sam na okładce”, ale między członkami zespołu nie ma dyskusji na ten temat: „Między nami nie ma kłótni o to i nigdy nie było, każdy ma swoje miejsce i swoje zadania w zespole i wszyscy są zadowoleni„. Prowadzący dopytuje, czy Georg i Gustav są zaangażowani w proces tworzenia nowej muzyki, czy jedynie występują w teledyskach. Bill odpowiada, że to zależy, bo jeśli chodzi o muzykę, to Tom w większości ją tworzy, bo przy tej płycie także produkował. Tom się wtrąca, że to dlatego, że jest najbardziej utalentowany w zespole. Bill dodaje, że Tom stworzył kilka kawałków, a potem reszta w studiu dograła swoje instrumenty. G’s także mają swój wkład w płytę, mają swoje pomysły i czasami coś zmieniają, kiedy np. Gustav chce zmienić beat perkusji, ale raczej nie angażowali się w pisanie piosenek, bo wolą po prostu grać na instrumentach. Tom: „Nie da się przecież napisać wielu piosenek tylko na perkusji”. Bill dodaje, że w pewnym momencie zrobili sobie przerwę od tworzenia muzyki i razem wylecieli na dwa tygodnie, by trochę pograć i improwizować. Tom: „Muszę przyznać, że jako zespół jesteśmy totalnie niezorganizowani. Bill i ja jesteśmy bardziej zdyscyplinowani gdy jesteśmy sami, ale nie jako zespół, bo mamy tyle energii, że na przykład podczas prób ciągle sobie z czegoś żartujemy i udaje nam się zagrać tylko jedną piosenkę. A resztę czasu się obijamy. Odpoczywamy, obijamy się, jemy coś, gramy w ping ponga i tak dalej.”
Prowadzący pyta, co sądzą o tym, że mawia się, że wszystko, co robią, jest dokładnie wyliczone i nie ma na nic innego czasu. Tom odpowiada, że z jednej strony to jakby komplement, bo to oznacza, że to, co robią jest dobre i mocno się w to angażują, ale tak naprawdę nie ma żadnego planu, a oni nie są ogromną machiną. Dodaje, iż ludzie myślą, że TH mają wielką wytwórnię i tak wielu speców, którzy wszystko planują i tworzą, ale nigdy tak nie było i nigdy nie będzie. Mówi, że nigdy nie mieli też typowego menadżera. Zawsze wszystko robili sami, a on i Bill nie znieśliby, gdyby było inaczej, oszaleliby, gdyby ktoś całymi dniami coś im doradzał i kazał robić, bo nienawidzą, gdy ktoś udziela im wskazówek. Prowadzący pyta, czy w takim razie mają kontrolę nad wszystkim, co się dzieje i czy mają na tym punkcie obsesję. Bill: „Totalnie. Mamy na tym punkcie chorą obsesję i wszystkich w naszej ekipie to wkurza, bo przez to niektórzy nie mogą wykonywać swojej pracy. Zawsze wracają do nas z całą masą pomysłów, a my w tym czasie jesteśmy w Vegas na weekend i czasami nawet im nie odpisujemy… To się po prostu dzieje. To nasze dziecko, nasz zespół. Nie mógłbym tak żyć, gdyby ktoś podejmował za nas decyzje. Jeśli sam je podejmuję i coś idzie nie tak, wiem, że to ja schrzaniłem i jest mi łatwiej, niż gdy wiem, że jakiś idiota podjął decyzję za mnie i coś spieprzył. Nie byłbym w stanie się z tym pogodzić. I tak jak powiedziałem, zawsze sam siebie determinowałem do pracy i to dla mnie bardzo ważne.”
Prowadzący pyta o to, kiedy zrozumieli, że chcą wychodzić do ludzi i tworzyć dla nich muzykę. Tom: „Od zawsze mieliśmy małą nadzieję… Mieliśmy mały zespół, także w czasach szkolnych i dawaliśmy jakieś małe występy w weekendy, zawsze cieszyło nas, gdy mieliśmy nieco większy występ, za który dostaliśmy 250€, więc mogliśmy też trochę dorobić… Ale w Magdeburgu była garstka zespołów, które spotykało się w weekendy w klubach, za to nie było żadnej wytwórni płytowej ani managementu… Nie ma tam przemysłu muzycznego. Nigdy tak naprawdę nie mieliśmy nadziei, że nasz teledysk będzie puszczany na Vivie czy MTV. Nie byliśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Ale w końcu się udało i nadal mam wrażenie, że to cud.
Prowadzący mówi, że teraz wszyscy mówią o seksualnym podtekście ich nowego singla, o orgii w teledysku i myszce na okładce i sądzą, że to celowy zabieg. Tom dodaje: „W pewnym momencie zauważyłem, że wszyscy wokół mówili: „Teraz musicie stworzyć pakiet pełen seksu”. Uważam jednak, że strategia z seksem nie wychodzi w przypadku kolesi tak, jak w przypadku na przykład Christiny Aguilery. To lepiej pasuje do kobiet. No, ale po prostu się tak stało. Bill chciał nakręcić teledysk z orgią…”. Bill wtrąca się, że to prawda, ale musi przyznać, że ludzie to podłapali i szybko się wkręcili. Opowiada, że teledysk do GGAG kręcili dużo wcześniej niż ten do LWLYB i oba im do siebie kompletnie nie pasują. Wpadli na te pomysły całkiem przypadkowo. Bill: „To też zależy od sytuacji. Nie siadacie w grupie przy stole i nie myślicie o tym, jak przykuć największą uwagę albo jak zrobić najlepszą akcję promocyjną. To się po prostu dzieje. Masz wizję piosenki i pomysł na nią, a potem samo wychodzi. A kiedy już się ukaże, to ludzie szybko to chwytają, oglądają jeden trzyminutowy teledysk, potem drugi… a potem sięgają po cały pakiet, który dla nas oznaczał miesiące pracy, ale którego nie postrzegamy jako spójną całość.”
*przerwa*
Prowadzący rozmawia z bliźniakami na temat ich początków w rodzinnym mieście. Bill wyjaśnia, że pierwszy raz nagrywali w profesjonalnym studiu w wieku 13 lat. Dodaje również, że zawsze ciągnęło go z Tomem do wielkiego świata. Bill planował nawet ukończyć szkołę w Berlinie. Ich celem, jak i celem całego zespołu było granie w dużych miastach. Prowadzący pyta też o reakcje ludzi z ich miasta na sukces zespołu. Bill tłumaczy, że na początku nie byli przychylni, ponieważ mieli zupełnie inne podejście do życia, a życie członków zespołu było raczej nietypowe. „To była dla nas pewnego rodzaju lekcja życia, ale to przetrwaliśmy” mówi Bill. Dodaje też, że irytowały go ciągłe konfrontacje z nauczycielami. Tom tłumaczy, że chcieli być jedynie akceptowani i tolerowani. „Ale chodziło też o zwrócenie na siebie uwagi”- wtrąca prowadzący. Chłopcy przyznają mu rację. Bill mówi, że przetrwali to wszystko między innymi dlatego, że zawsze zmagali się z tym razem. Dzięki temu byli też pewniejsi siebie bo wiedzieli, że mają w sobie oparcie. Tom żartuje, że musiał się o Billa całe życie troszczyć. Wywołuje to u wszystkich śmiech. Bill natomiast twierdzi, że to działało w dwie strony. Prowadzący pyta, co ich nawzajem u siebie denerwuje. Tom twierdzi, że najbardziej denerwuje go u jego brata to, że jest za bardzo zdyscyplinowany, Billowi natomiast ciężko wskazać konkretną rzecz, która go u Toma denerwuje. Prowadzący wspomina zdarzenie sprzed dwóch lat, kiedy ojciec bliźniaków, udzielił wywiadu, w którym mówił jak bardzo się o nich martwi (m.in o ciągle rosnącą liczbę tatuaży). Tom mówi, że każdy kto ich zna wie, że nie trzeba się o nich martwić. Mimo, iż ludzie uważają, że podejmują złe decyzje, bądź robią niebezpieczne rzeczy oni twierdzą, że mają wszystko pod kontrolą i że ich decyzje zawsze są przemyślane. Chłopacy rozmawiają z prowadzącym na temat nieprawdziwych informacji jakie pojawiają się na ich temat w prasie.
*przerwa*
Prowadzący pyta chłopaków czym się zajmują jak są w L.A. Bill odpowiada na to, że zajmują się po prostu swoim życiem tylko że w prywatności. Ale dodaje też, że oczywiście pracują, tworzą muzykę. Nawet zdarza im się pisać teksty i produkować muzykę dla innych zespołów. Oprócz tego odpoczywają i zajmują się codziennymi obowiązkami. Tom mówi, że jak się jest nieustannie w trasie to sobie człowiek nie zdaje z tego wszystkiego sprawy. W dalszej części wywiadu prowadzący pyta czy mieszkają w pobliżu innych znanych osób i czy często na takie osoby wpadają. Tom przyznaje, że czasami faktycznie tak jest. Bill podkreśla, że bardzo odpowiada im to, że jak są w publicznym miejscu to fotografowie muszą się zdecydować pomiędzy gonieniem ich, a kogoś innego, ponieważ w takich miejscach są tysiące znanych osób. Dzięki temu mają więcej spokoju. Prowadzący przypomina, że chłopcy mówili, że czerwony dywan i wszelkiego rodzaju eventy nie są dla nich i pyta dlaczego tak jest. Bill wyjaśnia, że uwielbia występować przed publicznością, modę i wyróżnianie się z tłumu, natomiast jedynie na scenie jako wokalista. W prywatnym życiu jest zupełnie inaczej. Mówi, że nie rozumie ludzi, którzy występują w reality shows i chcą za wszelką cenę być fotografowani. Lubi co prawda sesje zdjęciowe, jednak tylko na polu zawodowym. Później cała trójka rozmawia o fanach i ich stosunku do zespołu. Bill po raz kolejny podkreśla, że ludzie nie chcą już autografów, tylko zdjęcia. Dodaje też, że ludzie często chcą się do nich przytulać i szukają jakiegoś cielesnego kontaktu, na co on nigdy by się nie odważył. Jako przykład podaje sytuację, kiedy miał okazję poznać Nenę (niemiecka wokalistka). Mówi, że najpierw stał tylko gdzieś w kącie i cieszył się, że w ogóle mógł ją zobaczyć, a kiedy w końcu podszedł się przywitać, to zrobił to bardzo dyskretnie.
*przerwa*
Prowadzący pyta bliźniaków, czy jak człowiek przyzwyczai się do życia w luksusie to czy ciężko jest potem prowadzić całkiem normalne życie?
Tom mówi, że w prywatnym życiu nie są tak wymagający, jak się ludziom wydaje i dodaje, że wymagania mają jedynie podczas trasy. Prowadzący pyta czy muszą dalej pracować czy mogliby już do końca życia zrobić sobie wolne. Bill odpowiada, że to wszystko zależy od tego czego się chce. Mówi, że to co robią sprawia im ogromną przyjemność ale tłumaczy też cały mechanizm ich pracy. Twierdzi, że w tej chwili są już tak na prawdę firmą i pracuje dla nich bardzo wiele osób, którym muszą płacić każdego miesiąca, nawet kiedy nic nie nagrywają w danym momencie. Prowadzący przytacza w wywiadzie cytat pewnego artysty, który w swojej autobiografii napisał: „Im więcej zarabiam, tym bardziej boje się, że to wszystko stracę”. I pyta czy podobnie jest u chłopaków. Oni odpowiadają, że nie. Bill mówi, że zawsze jak tylko z Tomem zarobili jakieś większe pieniądze, to od razu je wydali. Mówi też, że pieniądze mają mu przede wszystkim sprawiać przyjemność. Uważa skąpstwo za najgorszą cechę charakteru. Nienawidzi, kiedy ludzie rozmawiają o pieniądzach albo się o nie kłócą. U niego i u Toma jest tak, że te pieniądze wpływają im do portfela, a za chwilę wypływają. Prowadzący pyta czy zdarzają się ludzie (rodzina, przyjaciele), którzy starają się wykorzystać to, że dużo zarabiają. Chłopcy odpowiadają, że bardzo często. Tom mówi, że chętnie się dzieli, ale żartuje sobie, że nie może być tak, że ktoś się 15 lat nie odzywał, a nagle dzwoni i mówi, że buduje dom i czy nie mogą mu trochę pożyczyć. Następnie cała trójka rozmawia o fałszywych przyjaciołach. Bill mówi, że ciągle mu się tacy zdarzają. Nawet w L.A. Tom również dodaje, że doświadcza tego przez całe swoje życie. Prowadzący wspomina o świętach i pyta czy chłopcy podarują sobie coś nawzajem, na co oni odpowiadają że nie. Twierdzą, że robili tak tylko w dzieciństwie. Kolejne pytanie dotyczy tego czy spędzą święta w Niemczech. Bliźniacy odpowiadają, że jeszcze nie wiedzą, ale chcieliby, ponieważ chcą spędzić ten czas z rodziną, a także ze względu na śnieg. Prowadzący pyta czy kolejny album pojawi się za kilka lat, na co chłopcy odpowiadają, że zdecydowanie szybciej.

Tłumaczenie: xkaterine, Emerald & diamentic