Georg Listing- mówi się, że niedoceniany, zapomniany i tak dalej. Choć w oczach wielu- tych bardziej trzeźwo myślących- to jedna wieka bzdura. Basista Tokio Hotel po prostu wybrał sobie spokojniejszą drogę. Taką na której nie spotyka się na każdym kroku paparazzi, i gdzie można po prostu być zwyczajnie zakochanym. Nikt nie musi wiedzieć w kim i od kiedy. Zbudował swoje życie, a Tokio Hotel to tylko praca, którą niewątpliwie docenia i często powtarza, że kocha, ale nigdy nie stawia jej ponad swoją prywatność. To rzadkość, w końcu sławy często same lgną do fotografów. To druga sprawa za którą powinien dostać oklaski. Pierwsza to oczywiście nadawanie rytmu niemieckiemu kwartetowi!


Czasami wkurzające jest bycie w jednym zespole z Tomem, Billem i Gustavem, bo oni caaaaaaały dzień gadają. Mimo tego tworzymy zespół od 10 lat, dlatego też jesteśmy bardziej dla siebie jak bracia…

~Georg Listing, 2010

Stary artykuł z Bravo, tak dla przypomnienia jego figlarności (skan):

Miałem dosyć miłości!


Gdy miałem pierwszy raz pójść do szkoły, początkowo bardzo się cieszyłem. Ale już pierwszego dnia straciłem dobry nastrój. Oczywiście uczyć mi się nie chciało. Super było tylko to, że codziennie mogłem się spotykać z kumplami. Na lekcjach lubiłem rozrabiać. Szczególnie w siódmej klasie (odpowiednik pierwszej klasy gimnazjum w Polsce). Musiałem się wyszumieć. Ale potem uspokoiłem się i czasem nawet byłem miły dla nauczycieli.

Jestem jedynakiem. I dobrze mi z tym. Jakoś nigdy nie chciałem mieć rodzeństwa. Moi rodzice rozwiedli się, a teraz mieszkam z mamą.

Muzyką zacząłem się zajmować przez przypadek. Dwaj kumple pogrywali sobie w piwnicy i szukali basisty. Z tej kapeli nic nie wyszło, ale dzięki temu zapisałem się do szkoły muzycznej, a tam poznałem Gustava. Resztę historii wszyscy już znają.

Poza muzyką inną piękną rzeczą są dziewczyny (śmieje się). Już nieraz byłem naprawdę zakochany, chociaż nie zawsze było miło. Czasami nawet miałem już tej całej miłości dość. Kiedy przez pół roku chodzi się za jedną dziewczyną i wszystko na nic- można zwątpić. W sumie to fajnie jest, kiedy trzeba się napracować i spędzić trochę czasu na zdobywaniu dziewczyny. Ale w końcu musi do czegoś dojść!

Oprócz dziewczyn i muzyki kiedyś miałem jeszcze trzecie hobby: w wieku jedenastu lat zacząłem grać w piłkę ręczną. Co prawda potem musiałem z tego zrezygnować, bo wokół Tokio Hotel zrobił się duży szum i brakowało mi już czasu. Ale wciąż mam wielu znajomych z tamtego sportowego okresu. Na przykład mojego najlepszego kumpla Fabiego z Magdeburga. To dla mnie ważne, mieć też przyjaciela poza zespołem. Kogoś, komu można czasem powiedzieć: „Ale ten Tom mnie dziś wkurzył!”.

Jest taka jedna dziwna rzecz: im człowiek popularniejszy, tym więcej pojawia się w jego otoczeniu „starych znajomych”, którzy czegoś od niego chcą. Wcześniej mieli mnie gdzieś i nawet na mnie nie spojrzeli, a teraz nagle koniecznie chcą ze mną gadać. Ale ja dobrze wiem, którzy ludzie są moimi prawdziwymi przyjaciółmi.

Z chłopakami z zespołu zdążyliśmy się już mocno nawzajem zaprzyjaźnić. W końcu spędzamy ze sobą tyle czasu, że nie mogło być inaczej. Znamy wszystkie swoje zachcianki, humory i doskonale wiemy, czym działamy sobie na nerwy. Kiedy jeden z nas ma kiepski nastrój, reszta po prostu zostawia go w spokoju.

Gdyby kiedyś nasz zespół przestał istnieć, to byłoby super, gdybym mógł nadal pracować w branży muzycznej. Jednak na razie mam wielką radochę z pracy w Tokio Hotel. A fani dają nam najwięcej siły!

Opracowanie: Mia