Dziennikarz: Ok, zaczynamy. Chłopcy, teraz jesteście w trasie po Europie. Jesteście zadowoleni z koncertów w różnych krajach? Czy czujecie tę miłość fanów? Kiedy jesteście na scenie, po powrocie…
Bill: O, tak, zdecydowanie to czujemy. To jest niesamowite. Do tej pory mieliśmy niesamowitą trasę, teraz to już prawie koniec, mamy jeszcze tylko dwa koncerty. Ale to jest tak niesamowite… Mieliśmy naprawdę dobry czas… I wszystko, cały koncept tej trasy, wypadł naprawdę świetnie. Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszych koncertów; to super zestaw [piosenek], kochamy to grać. Mamy zabawę każdej nocy, energia w klubach jest naprawdę niezwykła. Ogólnym pomysłem było stworzenie imprezy z naszymi fanami i sprawienie, że wszyscy będą spoceni pod koniec show. I naprawdę dobrze nam to wyszło. Więc… Jest zabawa.
Dziennikarz: Nie wiem, jak to jest, ale myślę, że bycie na trasie jest bardzo ciężkie. Każdej nocy w innym mieście trzeba zmusić się do wielkiego wysiłku. Jak przygotowujecie się do trasy, zarówno fizycznie, jak i psychicznie?
Bill: Zawsze staramy się zobaczyć z naszą rodziną i trochę się zrelaksować przed trasą. Zawsze robimy coś w tym rodzaju.
Tom: Staramy się jeść zdrowo, pić mniej alkoholu… Staramy się. A Bill.. Bill jest super zdrowy. Nie pije mleka, je tylko zupy, sałatki i same zdrowe rzeczy.
Bill: Zero śmietany i rzeczy w tym rodzaju, dla głosu. Zawsze piję też dużo wody i imbirowej herbaty.
Tom: Inhalacje…
Bill: Inhalacje i tak dalej. Staramy się być zdrowi, brać witaminy… Tak, to jest to, co robimy. Jest też dużo przygotowań. Przygotowujemy show tygodniami i robimy próby. Wszystko jest przećwiczone. Od samego początku setlisty do ostatniej sekundy, ponieważ doskonale wiemy, czego chcemy i jak tego chcemy, jak chcemy, żeby wyglądało show. Więc.. jest mnóstwo przygotowań.
Dziennikarz: Czy był jakiś nadzwyczajny moment podczas trasy, kiedy powiedzieliście do siebie: „Tak, to dlatego to robię”?
Bill: Ma się tak każdej nocy.
T: Tak, na pewno. Właśnie przyjechaliśmy z Hamburga i graliśmy w kościele. To był dla mnie wyjątkowy moment. Kiedy zobaczyłem kościół, kiedy wszedłem na scenę, a zasłona opadła i zobaczyłem fanów, wszyscy skakali. To było po prostu piękne. Momenty tego rodzaju są niesamowite i czujesz tę miłość… O to w tym wszystkim chodzi, dlatego to robimy. Dlatego chcemy jechać w trasę, chcemy zobaczyć fanów, zagrać nasze piosenki, chcemy, żeby fani szaleli, chcemy grać w niesamowitych miejscach. I to jest po prostu… Dostajesz gęsiej skórki, tak.
Dziennikarz: Wiem, że to dziwne, ale czy macie jakieś sceniczne lęki?
Bill: Tak, mamy! Ogólnie jesteśmy bardzo nerwowym zespołem. Zawsze chcemy wszystko kontrolować, ale kiedy grasz show, nie jest ono już w zasięgu twojej kontroli. Oczywiście, kontrolujesz to, co robisz, swoje instrumenty, mój głos, ale w show jest tyle technicznych rzeczy, cała ekipa, rzeczy, na których musisz polegać… Robimy się super nerwowi, bo zawsze chcemy zagrać najlepiej, jak to możliwe. Ale myślę, że to jest to, co powoduje, że idziesz dalej, jest taką motywacją – zawsze chcesz dać dobry koncert. Sądzę, że bycie nerwowym jest częścią tego wszystkiego. Nie chcę tego stracić. Czasami mogłoby być tego mniej, bo czasami staję się naprawdę zdenerwowany, ale czasami mamy też spokojne momenty, występy bez tego napięcia. Im bliżej końca trasy, czujesz się też trochę bardziej zrelaksowany, bo wiesz…
Tom: Ale kiedy stajesz na scenie, wszystko mija..
Bill: Tak, dokładnie. To tylko czas przed show, ten proces oczekiwania.
Dziennikarz: Od piętnastu lat tworzycie zespół, od dziesięciu Tokio Hotel jest na szczycie. Jak to robicie? Kryje się za tym jakiś sekret?
Tom: To mnóstwo pracy, szczerze mówiąc. Myślę, że sukces nadchodzi wtedy, kiedy jesteś szczery sam ze sobą i kiedy kochasz to, co robisz, kiedy bawi cię to. Dlatego też zrobiliśmy sobie przerwę. Dlatego powiedzieliśmy, że chcemy wziąć trochę czasu wolnego, żyć w pełni i odsunąć się trochę od tego wszystkiego, żeby zdobyć jakieś nowe inspiracje i na nowo pokochać to, co robimy, bo gdzieś w trakcie to utraciliśmy. Jest też mnóstwo negatywów, które za tym idą. Myślę, że najważniejszą rzeczą dla nas było zrobienie albumu, który my kochamy. Kochać siebie i to, co robisz – wtedy możesz odnieść sukces. Myślę, że właśnie to się dzieje, to próbujemy szerzyć.
Dziennikarz: Po opuszczeniu normalnego życia, powróciliście po pięciu latach z albumem „Kings of Suburbia”. Czy było ryzykowne wracać po takim czasie z nowym stylem muzycznym?
Bill: Myślę, że było. Ale wiesz, czasami trzeba podejmować ryzyko. Na tym polega życie. Nie chcieliśmy robić albumu tylko dla sukcesu komercyjnego. Nie chcieliśmy nagrywać krążka tylko po to, aby spełnić marzenie fanów i wydać dokładnie to, czego ludzie oczekują. Chcieliśmy stworzyć coś, co nas uszczęśliwia, coś, co sami chcemy zrobić, coś najlepszej jakości, krążek najlepszy jak to możliwe. Niezbędne więc było dla nas zrobienie sobie przerwy, bycie kreatywnym, tworzenie w studiu, wchodzenie tam i produkowanie czegoś samodzielnie. Wolność artystyczna była dla nas bardzo ważna. Masz przez to mieszane uczucia. Z jednej strony słyszysz, jak ludzie mówią, że to niebezpieczne i powinieneś już wydać album, a ty nie możesz się na coś takiego zgodzić. Musisz być wolny w studiu i skoncentrować się na tym, co chcesz robić i co cię uszczęśliwia. Sukces jest czymś, czego nie możesz zaplanować, to coś, co po prostu się dzieje, jeśli wszystko idzie dobrze. A więc w pierwszej kolejności musisz samego siebie uszczęśliwić muzyką, którą robisz.
Dziennikarz: Jakie przywileje macie jako producenci, bo powiedzieliście, że wyprodukowaliście album „Kings of Suburbia”?
Bill: Jakie było pytanie?
Dziennikarz: Jakie przywileje macie jako producenci? Co możecie robić? Co producent powinien robić?
Tom: Po pierwsze to ja i Bill wyprodukowaliśmy ten album i to było trochę jak… nie planowaliśmy tego robić. Teraz widzę, że jestem szczęściarzem, że mieliśmy tę możliwość, bo myślę, że to sprawiło, że dojrzeliśmy jako twórcy piosenek, artyści i producenci, bo to zrobiliśmy, przeszliśmy przez ten proces i spędziliśmy trzy lata w studiu i naprawdę się cieszę, że to zrobiliśmy, ale ogólnie wcale tego nie planowaliśmy. Wiesz, pracowaliśmy z paroma osobami, które nie były właściwe i nie rozumiały ani nie dzieliły naszych wizji, więc wtedy pomyśleliśmy: „Ok, zróbmy to sami”. A więc wybudowaliśmy domowe studio i zaczęliśmy produkcję, wszystko rozpoczęliśmy od podstaw, wszystko sami nagraliśmy, napisaliśmy pierwsze piosenki. Ogólnie to myślę, że łatwiej mi uszczęśliwić samego siebie, kiedy sam to robię [produkuję], bo nikt nie ma dokładnie takiej samej wizji jak ty, ale również masz wokół siebie mnóstwo osób, od których też wiele możesz się nauczyć, bo jest przecież wielu świetnych producentów i przy tym albumie także pracowaliśmy z innymi ludźmi, którzy są po prostu niesamowici. Na przykład „Love Who Loves You Back” napisaliśmy ze świetnym zespołem produkcyjnym z Los Angeles i oczywiście musieliśmy pracować z innymi świetnymi ludźmi, którzy robią to od dawna. W byciu kreatywnym i produkowaniu w studiu, a także w byciu muzykiem nigdy nie przestajesz się uczyć. Zawsze dowiadujesz się czegoś nowego i uczysz się nowych rzeczy, zmieniasz się, twój gust się zmienia, zmienia się styl tego, co robisz, tak jak i reszta naszego życia. Nawet jak będę miał 60 lat, wciąż będę się czegoś uczył, coś się będzie zmieniało. Myślę, że tak samo jest w przypadku zespołu, ale cały ten proces pisania piosenek i produkcji był wielką zmianą i kolejnym krokiem w dojrzewaniu naszego zespołu i także dla nas jako artystów było to bardzo ważne.
Dziennikarz: LA było wielką inspiracją do tworzenia albumu. Znaleźliście tam to, czego szukaliście?
Bill: Tak, znaleźliśmy tę wolność. Uważam, że to było dla nas najważniejsze. Myślę, że nie chodziło tylko o miasto, ale raczej o życie, jakie mogliśmy tu prowadzić – wychodzić z domu i być wolnymi było dla nas najważniejsze. Dużo imprezowaliśmy, podziwialiśmy scenę na festiwalu EDM, widzieliśmy wielu DJ-ów i wiele nocnych klubów i tak dalej, dlatego teraz album jest o wiele bardziej elektroniczny niż te poprzednie.
Dziennikarz: Jakie macie plany na ten rok po zakończeniu pierwszej części trasy?
Bill: Zamierzamy być dużo w trasie, więc następnie ruszamy do Stanów Zjednoczonych, zagramy tam kolejne koncerty, a potem wrócimy tutaj do Europy zagrać na paru festiwalach. Chcemy kontynuować to klubowe doświadczenie w paru krajach i pojechać do miejsc, w których jeszcze nie byliśmy. A potem zagramy większe koncerty w Ameryce Południowej, po których będziemy kontynuować te większe występy w halach po reszcie Europy. Zamierzamy być w trasie przez cały rok.
Dziennikarz: Tu na Węgrzech jest masa fanów Tokio Hotel, przyjedziecie do nas?
Bill: Nie wiem, teraz przygotowujemy cały plan trasy, to jeszcze nie jest skończone. Bardzo możliwe, że przyjedziemy tu do was, po prostu jest trudno pojechać do każdego kraju, bo to musi mieć sens przy krążeniu po danej części świata, więc możliwe, że przywieziemy tu całe swoje show, zobaczymy, będziemy kombinować.
Dziennikarz: Ok, dziękuję!
Tokio Hotel: Dziękujemy bardzo.
Bill: Hej, jesteśmy…
Zespół: Tokio Hotel!
Bill: A wy oglądacie Star Bus!
Tłumaczenie: Marmerzed & xkaterine