Nastoletnia gwiazda dorasta. Po raz pierwszy w życiu, ekskluzywnie dla magazynu MAX, wokalista Tokio Hotel – Bill Kaulitz – pozuje do zdjęć w ubraniach z najnowszych trendów na jesień.
„Oczywiście w zespole dużo rozmawiamy o tym, jak dobrze jest być dorosłym.
Coś takiego bardzo nas zajmuje.”
Nie jest tak, że będąc dorosłym mężczyzną koło trzydziestki jest się siłą rzeczy fanem zespołu Tokio Hotel. Pewnie: ich pierwszy album „Schrei”, który sprzedał się w ponad trzech milionach egzemplarzy, uważa się za świetny. Słyszy się, że sam Campino (frontman niemieckiego zespołu Die Toten Hosen – przyp. tłum.) uważa, że muzyka chłopaków jest super. Ale jakoś nie można sobie wyobrazić siebie w tym wieku, stojącego na koncercie grupy z Magdeburga obok mocno spoconych dziewczyn trzymających transparent z napisem „chcemy zobaczyć wasze penisy!”
Z tego powodu można być stosunkowo uprzedzonym do sesji MAX-a z Billem Kaulitzem, wokalistą i świętością wszystkich dziewcząt między ósmym a osiemnastym rokiem życia. Jest chudy, bardzo chudy. Ale za to uścisk jego dłoni – mocny. Sprawia wrażenie powściągliwego. Ale szybko staje się jasne, że Bill jest źle oceniany – głównie przez starszych, którzy sądzą, że wiedzą, w którą szufladę mają włożyć danego idola nastolatek. Bill dla dorosłych jest tym, który mógłby być ich synem. Wie, jak wywiera na innych wrażenie czy raczej, jak spełnia ich oczekiwania. Jest pozerem. Przed obiektywem zachowuje się, jakby pracował w branży muzycznej od dziesięcioleci. Bill nie udaje gwiazdy. Jest nią.
W garderobie grzebie w swojej niebieskiej torbie Louis Vuitton, przyglądając się w lustrze, czy jego grube łańcuchy Diesla dobrze leżą. Bez wątpienia: Bill jest stylowy. Zna się na modzie. Zna modne marki i wie, jak wąski musi być krawat, aby być na czasie. „Ciągle przegląda czasopisma, by wiedzieć, co obecnie jest na topie”, zdradza ktoś, kto spędza z nim wiele czasu.
„Zawsze było dla mnie ważne, aby mieć swój własny styl”, mówi później w rozmowie. Nagle już wcale nie jest nieśmiały. Mówi szybko i śmiało, w przemyślany sposób i mądrze. „Już w szkole chciałem być inny niż pozostali. To, że mi dokuczali, bo używam kredki do oczu, było mi całkowicie obojętne.” Z tą pewnością siebie wraz z Tokio Hotel podbił nie tylko Niemcy, ale też część tego świata. Może wynika to stąd, że Tokio Hotel różni się od innych tak zwanych zespołów młodzieżowych. Są autentyczni. Powstali jako uczniowski zespół, któremu udało się znaleźć wytwórnię płytową. Tak oto Bill stał się jednym z najsłynniejszych i odnoszących najwięcej sukcesów wokalistów Niemiec. Łatwo nie jest. „Oczywiście coraz więcej ludzi próbuje się wtrącać, ale nasz wąski krąg pozostał niezmienny.”
Także gdy chodzi o ciuchy Bill nie pozwala na siebie wpływać. Chętnie kupuje w secondhandach i sam zestawia swoje stylizacje. A nie jest to takie proste. Bill ma 16 lat. Jego rówieśnicy po szkole jeździliby autobusem do H&M. On korzysta z taksówki albo wykorzystuje szofera, aby szybko móc wydać kilkaset euro w sklepie dla projektantów. „Na pewno nie jestem ofiarą mody”, twierdzi. „Obecnie wszyscy noszą te całkiem wąskie jeansy. Ja chętniej szukam dla siebie jakichś z rozszerzanymi nogawkami.”
Moda oznacza też wcielanie się w jakąś rolę. I sceniczne stroje Billa oczywiście pasują doskonale do opisu jego zawodu. Można się po nim spodziewać dokładnie takiego wyglądu. „Możliwe, ale wcale o tym nie myślę, kiedy się ubieram”, broni się. „Właściwie tak wyglądałbym też prywatnie. Ale w wolnym czasie muszę się przebierać, aby nie każdy mógł mnie rozpoznać.”
Iść do piekarni z głęboko naciągniętym kapturem, gdzie dziesiątki fanek mogą dostać zapaści – istnieje niebezpieczeństwo, że dostanie się wstrząsu psychicznego, spanikuje. Pominąwszy pojedyncze, wyolbrzymione skandale w prasie brukowej, chłopcy z Tokio Hotel wydają się podchodzić ze spokojem do całej tej wrzawy [wokół siebie], bo rozmyślają o tym, co się z nimi stało. „Często rozmawiamy o tym, jak się zmieniliśmy i wciąż zmieniamy.” Na przykład ostatnio, kiedy razem oglądali galę Echo z ubiegłego roku. „Mieliśmy o wiele wyższe głosy i w żaden sposób nie byliśmy tacy, jak dziś”, wspomina Bill. Nie boi się bycia dorosłym. Bo dlaczego? Wszystko może być tylko jeszcze lepsze, ponieważ wśród znawców Tokio Hotel przestanie uchodzić tylko za fenomen zespołów młodzieżowych.
Bill – w przeciwieństwie do swojego brata bliźniaka Toma, gitarzysty – wie, że kiedyś jego styl ubierania się zmieni. „Tom wierzy, że za dziesięć lat wciąż będzie biegał w swoich koszulkach XXL. Tak oczywiście nie będzie.” To jeden z przedmiotów dyskusji jednojajowych, a tak odmiennych bliźniąt, którzy już w młodości postanowili wyglądać inaczej. „Tak było w dzieciństwie. Zawsze nosiliśmy to samo.” O Billa nie trzeba się martwić. Przy sesji [dla] MAX-a po raz pierwszy nosił garnitur, który mu pasował i który mu się podobał. Natychmiast go sobie kupił.
Pozostaje sprawa plakatu „Chcemy zobaczyć wasze penisy!” Czy coś takiego irytuje? Bill się śmieje. „Na scenie w ogóle tego nie widziałem. Pozostałym, jak sądzę, [plakat] mógł się spodobać.” Bill zauważył później w gazecie jedno. Na plakacie zamiast ‚Schwänze’ [penisy] było ‚Schwanze’ (chodzi wyłącznie o brak umlautu – przyp. tłum.).”
Wszystkie zdjęcia z sesji zdjęciowej dla tego magazynu znajdziecie tutaj.
Max, wrzesień 2006 | Tłumaczenie: Emerald