Bill: Dostawaliśmy wszystko, od używanej bielizny po masę nagich zdjęć.
Tom: A Georg dostał ostatnio telefon i teraz wie, że ma syna.
Georg: To świetny prezent!
Tom: To jeden z najbardziej szalonych prezentów jak dotąd.
Bill: Ostatnim razem, gdy graliśmy w LA, przydarzyły nam się pewne szalone rzeczy. Nie pamiętam już, w którym miejscu to było…
Tom: Myślę, że to było w Avalonie.
Bill: Tak. Nasi fani wspięli się po ścianie do naszej garderoby. Zazwyczaj mamy ochronę na zewnątrz, przed drzwiami, więc nie zauważyli, że weszli jacyś ludzie. Wskoczyli też przez okno, usiedli z nami, powiedzieli „Hej, co tam?” a my na to „O, wow!”. W Ameryce Południowej przydarzyło nam się wiele takich dziwnych akcji. Tam fani są zawsze bardzo intensywni. W zasadzie kiedyś musieliśmy nawet przerwać koncert w Meksyku, bo ludzie przewracali się na siebie i powstała wielka dziura w samym środku tłumu. To było szalone.