Od mojego pierwszego zetknięcia z tą historią mijają dwa lata. Pamiętam, że urzekła mnie wtedy swoją zwyczajnością, a równocześnie magią jaką w sobie miała. I wiecie co? Dzisiaj, te 730 dni później ona wciąż to ma. Niezwyczajność zaklętą w zwyczajności.

Panie i panowie przedstawiam wam Dark autorkę „Verloren-Prinz”.

„Uchwyciwszy jej spojrzenie uniósł do góry szklaneczkę na znak toastu i uśmiechając się gorzko, wypił jej zawartość do dna. Tak jakby rozumiała. Nie wiedział dlaczego, ale chciał, by tak było. Odwróciła wzrok. Nie mogła patrzeć, jak zabijał sam siebie. Nie mogła patrzeć, jak ideał dotykał dna. Nie mogła patrzeć, jak ginął w swoim człowieczeństwie. Chciała znów schować się w swoim świecie bez skazy. Chciała, ale już nie umiała. Spojrzała znów.”


U.: Wiec może zacznijmy od podstaw, dlaczego zdecydowałaś się właśnie na tematykę FFTH? To była twoja pierwsza próba pisarska, czy może już wcześniej coś pisałaś?

Dark: Moje pierwsze próby pisarskie mają swój początek jeszcze w początkach gimnazjum. Wtedy próbowałam swoich sił w krótkich opowiadaniach. W międzyczasie pojawiło się Tokio Hotel, a wraz z nimi moja miłość do nich. Szczerze powiedziawszy, kiedy poznałam tematykę FFTH, uważałam ją za nonsens. To zmieniło się na krótko przed tym, jak zobaczyłam w swojej głowie pierwsze sceny Prinza. Na pisanie w FFTH zdecydowałam się dlatego, bo nie potrafiłam widzieć nikogo innego poza Tomem, jako głównego bohatera mojej opowieści. To musiał być Tom. Z czasem fabuła rozrastała się, kompletowała, aż w końcu poczułam, że to ten moment i założyłam bloga.

U.: Mówisz, że dałaś sobie czas na skompletowanie fabuły. Tworzyła się ona tylko i wyłącznie w twojej głowie, czy raczej postawiłaś na pisanie, a dopiero po dopracowaniu – publikacje?

Dark: Gdybym pisała na bieżąco, teraz nie miałabym problemów z wyrobieniem się na czas. Fabuła kwitła sobie w mojej głowie, powstawały kolejne wątki łącząc się z innymi, jednak gdyby nie moje cudowne Priznowe zeszyty pogubiłabym się w tym wszystkim, bo od powstania fabuły do publikacji minęło sporo czasu. A w międzyczasie ona nieco ewoluowała. Moje zeszyty zawierają – powiedzmy – rozbudowane konspekty, a ja później je rozbudowuję. To bardzo ułatwia, bo siadając do pisania mam gotowy plan. Czasem jedynie nieco go modyfikuję i wprowadzam zmiany, które nasuwają się same w czasie pisania wcześniejszych postów i wpływają na kolejne.

U.: Nie mogę więc nie zadać tego pytania, czy w takim razie masz już rozpisane także zakończenie tej powieści? Czy może dajesz sobie czas na dalsze losy tej historii i nowe wątki?

Dark: Większą część fabuły mamy już za sobą. W pierwotnym planie Prinz miał dzielić się na dwie stosunkowo równe części, które łączyła część trzecia odbiegająca formą od tych dwóch podstawowych. Być może trochę to zakręcone, ale chyba potrzebowałabym dziesięciu lat, aby opisać wszystko szczegółowo. Jednak teraz, kiedy widzę, jak bardzo rozrosła się ta pierwsza część, nieco skurczę resztę. Szczegółowe plany mam rozpisane prawie do końca, ale pomimo pewnych założeń, chcę dać sobie dowolność, bo Prinz zmienia się pomimo tego, że mam rozpisaną fabułę, że trzymam się określonych schematów. Często drobne poprawki, innowacje powodują wielkie zmiany i uważam, że to dobrze, bo ta historia dojrzewa razem ze mną. Zaczynając miałam naście lat, teraz jestem już dorosła i zupełnie inaczej spoglądam na świat. Moi bohaterowie też dorośli, dlatego zostawiam sobie pole do popisu w pewnych kwestiach, aby pisanie Prinza nie stało się dla mnie czymś powszednim, abym mogła się nim bawić, choć ta historia mi chyba nigdy nie spowszednieje.

U.: Mówisz, że w pewnym sensie dorastałaś razem z opowiadaniem i bohaterami. Prolog pojawił się jeszcze w 2008 roku. Mijają trzy lata. Nie czujesz zmęczenia tą historią? Chęci zaczęcia czegoś innego, być może zupełnie innego? Prinz jest chyba najdłużej pisanym wartym czytania opowiadaniem jakie znam, a jego „wiek” naprawdę zadziwia.

Dark: Wiesz, dziwi mnie samą. Publikując prolog spodziewałam się, że całą historię zamknę w maksymalnie dwóch latach. Czy jestem zmęczona? Po pewnym czasie pisanie kolejnych postów stało się dla mnie czymś oczywistym. Tak jak słuchanie muzyki, kontakty ze znajomymi, jedzenie, odpoczynek. Pisanie wkomponowało się w mój harmonogram dnia. Oczywiście nie piszę codziennie, bo obowiązki uniwersyteckie mi na to nie pozwalają, a i z wena bywa różnie, ale rzadko zastanawiam się nad tym, czy to dobrze czy to źle, że wciąż publikuję tą historię. Nie powiem, czasem mam wielką chęć stworzyć nowych bohaterów, nowy blog, nową szatę graficzną, pisać coś innego, inną czcionką, ale za chwilę przychodzi myśl, że nie mogłabym nie dokończyć Prinza. To nie dałoby mi spokoju. choć teraz zaczynam jakby od nowa. Moi bohaterowie zaliczają kolejny nowy początek, a ja z nimi, to na pewno jakieś urozmaicenie. No i druga sprawa, piszę też inne rzeczy. Pisanie to moja miłość, moja pasja, a Prinz jest jej ukoronowaniem.

U.: Przejdźmy może więc do twoich bohaterów. Domyślam się, że postać Toma zbudowałaś na swoich wyobrażeniach o nim, ale co z resztą? Czy Scarlett stanowi twoje odzwierciedlenie? Czy pozostałe postacie, jak jej rodzeństwo wzorowałaś na postaciach z twojego życia ,czy może tworzyłaś je od podstaw jako fikcje literacką?

Dark: Niewątpliwie każda z nich ma coś ze mnie. To nie jest tak, że całą siebie włożyłam w Scarlett. Ona ma mnie najwięcej, ale reszta też dostała co nieco. Bardzo starałam się, aby każdy bohater miał swoją własną osobowość. Nie wiem, czy wyszło mi to do końca przy takiej liczbie postaci, niemniej próbowałam i robię to wciąż. Zależało mi, by każdy z nich opowiadał swoją własną historię; zarysowaną bardziej lub mniej, ale własną. Niewątpliwie całość dominują Scarlett i Tom, bo to w końcu główni bohaterowie, to nich skupiłam się najbardziej, ale cała reszta też ma dokładnie wyznaczone miejsce w fabule. Tu nie ma przypadków, co powtarzam od początku. Tom jest taką mieszanką mojego wyobrażenia o nim; o jego uczuciach, przyczynach zachowań, dalej swojego rodzaju ideału i tej dozy fantazji jaką okrasiłam jego życiorys. Podobnie jest ze Scarlett. To składowa fikcji, mnie samej, moich przeżyć oraz tego kim nie byłam, nie będę i nie chciałabym być. To też jest troszkę tak, że wkładam w nich pewne postawy, aby pokazać, że coś jest w moim mniemaniu dobre albo złe i jakie są tego skutki. Staram się, aby Prinz nie ocierał się o surrealizm. staram się kreować rzeczywistą rzeczywistość i takich też ludzi. Rodzeństwo Scarlett to też ciekawa historia. Liv powstała jako jej zupełne przeciwieństwo i podpora, ale jej naczelnym zadaniem w historii jest dowiedzenie się, że miłość nie należy się bać, że częściej jest dobra niźli zła. Ma w sobie kilka cech, które na pozór mogą irytować, ale po głębszym zastanowieniu, myślę, że wiele z nas może się z nią utożsamić. Zaś Shie… tu nie ma głębszych teorii. Zawsze chciałam mieć starszego brata, superbohatera, dla którego byłabym oczkiem w głowie, więc dałam go Scarlett i Liv. Natomiast Bill, on jest moim własnym, osobistym i zupełnie współczesnym Werterem. Choc w żadnym wypadku nie zginie, jego domeną jest ta niespełniona i przede wszystkim bezwarunkowa miłość. Ojej mogłabym ich charakteryzować dokładniej i wszystkich po kolei, ale chyba najważniejsze w tym jest to, by moi bohaterowie byli po prostu ludźmi, zupełnie nieidealni, zwyczajni w swoim niezwyczajnym świecie.

U.: Dlaczego wybrałaś właśnie Toma? Nie Bill – który jak przyznajesz także ma dużą role w opowiadaniu. Ani nie Gustav czy Georg, tylko właśnie Tom. Co tak bardzo cię w nim zafascynowało?

Dark: Od zawsze miałam słabość do niegrzecznych chłopców, a tak poważnie, to jest w nim coś tajemniczego. On na dobrą sprawę niewiele o sobie mówi, on jest zagadką, robi rzeczy czasem kontrowersyjne, ale pod tym kryje się coś więcej. Tom dał mi wielkie pole do popisu, jeżeli chodziło o charakter, kreacje postaci. Bill mówi bardzo dużo, choć nie jestem pewna czy to nie są takie słowa, by mówić, a Tom zazwyczaj milczy, strzela oczami czy rzuca głupkowate teksty, ale wciąż pozostaje zagadką. Poza jego urodą i stylem bycia, to właśnie to nieprzeniknięcie zaintrygowało mnie najbardziej. Wydaje mi się takim zagubionym chłopcem, który szuka swojego miejsca w życiu i chyba dlatego wydał mi się idealny. To po prostu przyszło samo. To musiał być Tom. Żaden z nich nie nadałby się do tej roli. Każdy z nich ma w mojej głowie swoją własną historię. Taką, której nie mogłabym zamienić z inną.

Część druga wkrótce, a póki co polecam: www.verloren-prinz.blog.onet.pl