Bill: Hej, jesteśmy Tokio Hotel i jesteśmy tu ze Smash Press, by odpowiedzieć na parę waszych pytań!

Ważne pytanie na początek: jak się macie? Jak czujecie się z tym, że to wasz pierwszy holenderski wywiad od 4-5 lat?
Bill:
Mamy się dobrze, minęło trochę czasu, więc jesteśmy nieco… Jesteśmy podekscytowani, zestresowani, zdenerwowani, szczęśliwi – to jak mikstura wielu uczuć.
Tom: Wszystkiego.
Bill: Przygotowujemy teraz naszą trasę koncertową i to po prostu bardzo ekscytujące. Zamierzamy niebawem uderzyć w trasę i to ekscytujące. Ostatnie dni zawsze są nieco nerwowe, bo zajmujesz się ostatnim etapem produkcji, robisz ostatnie próby. Wiele się dzieje! Nie sypiamy zbyt wiele, ale podoba nam się to, to mnóstwo zabawy
Ale wyglądacie dobrze, więc…
Bill: Dziękujemy!

Czym się zajmowaliście przez ostatnie 5 lat?
Bill:
Zrobiliśmy sobie jakby przerwę przez rok i nie robiliśmy kompletnie niczego, po prostu na moment się odsunęliśmy, by znaleźć nową inspirację, zebrać nową energię do ponownego tworzenia muzyki. Byliśmy dość wyczerpani po byciu tak długo w trasie po ostatnim albumie i nie wiedzieliśmy już, co robić. To było też dla nas ważne, by osobiście od tego uciec.
Tom: Żyć własnym życiem.
Bill: Żyć własnym życiem. Tom i ja przeprowadziliśmy się do Ameryki. Tak, więc tak naprawdę nie robiliśmy nic przez rok i powoli zaczęliśmy ponownie tworzyć muzykę. Zbudowaliśmy domowe studio, zaczęliśmy pisać piosenki i powróciliśmy do muzyki. A potem po prostu pisaliśmy kawałki, nie było presji, nie wiedzieliśmy, kiedy wypuścimy ten materiał, chcieliśmy być po prostu mega zadowoleni z albumu, więc tak, po prostu tworzyliśmy muzykę przez cały czas, a to zajęło nam nieco więcej czasu niż myśleliśmy.

Jak to jest żyć w Ameryce? Jesteście bardzo rozpoznawalni?
Bill:
Cóż, LA jest idealnym miejscem, by się…
Tom: Skryć.
Bill: Skryć. Tak, dokładnie, bo tak wiele osób chce być tu w centrum uwagi, być sławnym, więc dla nas, którzy nie chcemy być rozpoznawalni, to idealne, bo mogliśmy się skryć za tymi ludźmi i po prostu spróbować… Wiesz, żyć całkowicie normalnym życiem, nie urządzać żadnych wydarzeń, nie udzielać wywiadów, przez parę lat nie udzieliliśmy żadnego wywiadu. Żadnych zdjęć ani niczego. Po prostu próbowaliśmy stanąć kompletnie z dala od sceny. I robiliśmy wszystkie normalne rzeczy, a LA było do tego idealnym miastem.

Jesteście po dwóch stronach oceanu. Jak bardzo przez to sprawy się pozmieniały? Często się widujecie?
Georg:
Tak, parę razy przylecieliśmy do nich.
Tom: Staramy się nie widywać zbyt często. Nie, ale na pewno, to znaczy cała produkcja albumu też się zmieniła. Teraz stało się to o wiele łatwiejsze, lokalizacja nie ma żadnego znaczenia. Nagrywaliśmy w studiu w Berlinie, w Hamburgu, w LA, niemalże na całym świecie, a wiele rzeczy możesz zrobić nawet bez patrzenia na siebie.
Georg: Co jest świetne.
Tom: Co jest niesamowite, bo się nienawidzimy, więc to świetne. Ale nie, to nie był w ogóle problem. Wcale nie odczułem, że żyjemy w innych krajach.
W takim razie to musi być naprawdę silna przyjaźń.
Bill:
Tak, byliśmy w stałym kontakcie. Zawsze wiedzieliśmy, co robią pozostali.
Tom: Czy nie jesteśmy zespołem już przez 15 lat?
Georg: Tak.
Tom: To szalone. Od 2000, tak? Czy od 2001?
Georg: Tak, 2000.
Bill: Od 2000.

Planujecie kiedykolwiek wrócić do Niemiec?
Bill:
To znaczy oni nadal tu mieszkają, więc nie wiem. Kochamy spędzać tu czas. Mam wrażenie, że jak się nie spędza czasu w danym kraju, bardziej go doceniasz, wiesz? Bo jak jeździsz tam tylko okazyjnie na wakacje, widzisz tylko dobre strony tego miejsca. Jest zabawnie. Kochamy Niemcy i oczywiście jesteśmy bardzo przywiązani do tego państwa, to nasza ojczyzna i uwielbiamy tu przyjeżdżać, ale nie wiem. Myślę, że jednak życie jest dla nas łatwiejsze w innych krajach.
Tom: Tak. I myślę, że w następnych latach to raczej nie ma znaczenia, bo przez większość czasu będziemy w trasie, śpiąc w tourbusie. A szczególnie w tym roku to będzie prawdziwe szaleństwo.

Jak prasa i paparazzi traktują was po waszym powrocie?
Bill:
Cóż, to też pewnego rodzaju relaks, bo w LA wiele osób dzwoni do paparazzi, bo chcą być…
Tom: W tabloidach.
Bill: W tabloidach i tak dalej. Więc jeśli wiesz, do których miejsc nie powinieneś się wybierać, zazwyczaj raczej możesz próbować się ukryć
Tom: Mam wrażenie, że ludzie wiedzą, szczególnie fotografowie i tego typu ludzie, że tego nie lubimy. Myślę więc, że próbują to nieco uszanować.
Bill: Tak, zostawić nas w spokoju. Zazwyczaj.
Tom: Tak, zazwyczaj.
A w Niemczech?
Bill:
W Niemczech nie ma paparazzi. Są od czasu do czasu, ale przeważnie się to nie zdarza.
Tom: Jeśli jest jakieś wydarzenie czy coś takiego, wtedy jest wielu fotografów, są w danej lokalizacji i na ciebie czekają.
Bill: To zależy od kraju. We Francji jest zawsze szaleństwo. Tam jest mnóstwo paparazzi, ale nie w Niemczech.
Georg: A zwłaszcza w Magdeburgu, gdzie ja i Gustav mieszkamy, nie ma ani jednego. Nawet kamer.
Tom: W tym mieście nie ma nawet kamer!

Jak i dlaczego wystąpiliście z pomysłem konkursu na ośmiolecie „Monsoon”?
Tom:
Myślę, że to był mój pomysł, abyśmy coś zrobili na ośmiolecie.
Georg: Tak, zawsze wszystko jest twoim pomysłem.
Tom: Chcieliśmy zrobić coś specjalnego z fanami i pomyślałem, co dla nich by było fajne i ekskluzywne i wpadłem na to, żeby mogli zobaczyć nas w studio. Każdego interesowało co robiliśmy i nikt nic w zasadzie nie wiedział. Dwoje fanów, którzy wygrali konkurs, byli jedynymi osobami, które słyszały piosenki na takim etapie. Nawet firma fonograficzna ich nie znała, więc uważam, że to świetne doświadczenie i dobrze się przy tym bawiliśmy.
(do Georga i Gustava) Was niestety tam nie było?
Georg:
Tak, przegapiliśmy to.
Tom: Ale fani nawet tego nie wiedzieli!
Bill: Zapytali „Och, to cały zespół?”
Tom: A ja na to „Nie, nie, brakuje Georga i Gustava”, a oni „Aaaa, no tak”.
Georg: Och, nie pamiętam tego!

Macie listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią? Czy jest coś co naprawdę chcielibyście osiągnąć?
Bill:
Myślę, że wciąż chcielibyśmy pojechać do Australii. Nigdy tam nie byliśmy. A później… chcielibyśmy wygrać Grammy!
Tom: Nie poprzestanę póki Tokio Hotel nie będzie największym zespołem na świecie i uważam, że jesteśmy na dobrej drodze!
Tak, uważam, że to prawda.
Tom:
A więc nie mamy wiele rzeczy do zrobienia przed śmiercią – po prostu chcemy być największym zespołem świata.
Bill: To bardzo proste.
Tom: Bardzo proste.

Byliście w Tokio. Jak opiszecie to doświadczenie?
Bill:
To było ekscytujące. Byliśmy trochę zdenerwowani, że nam się nie spodoba i będzie beznadziejnie, ale w efekcie nam się podobało, było zabawnie! Było to zdecydowanie inne od tego, co widzieliśmy wcześniej. Energia, ludzie, moda, wszystko jest kompletnie inne i jednocześnie interesujące. Nawet jeżeli scena muzyczna się różni od europejskiej czy amerykańskiej to i tak było naprawdę fajnie tam pojechać i zobaczyć. Byliśmy tam dwukrotnie. Zagraliśmy tam cudowny koncert i wygraliśmy nagrodę, fani byli słodcy i spędziliśmy tam miły czas.
Tom: Tak, było fajnie. Chciałbym tam wrócić. Nie było nas tam już całkiem długo i wciąż chcemy zrobić trasę po Azji w tym roku i musimy znaleźć sposób aby pojechać do Japonii i zagrać tam. Tak naprawdę nigdy nie zrobiliśmy tam trasy, daliśmy po prostu kilka koncertów ale nigdy nie była to prawdziwa trasa. Chciałbym to zrobić.

Macie (Gustav, Bill, Tom) tatuaże. Ty (Georg) nie. Planujesz sobie zrobić?
Georg:
Tak, nie mam.
A planujesz?
Georg:
Czasami o tym myślę, ale za bardzo się boję.
Tom: Chciałbym wytatuować Georga, spróbować, bo zawsze chciałem wykonać prawdziwy tatuaż.
Bill: To by było fair gdybyśmy wszyscy spróbowali.
Tom: Tak, to by było fair, bo tylko on został. Możemy wszyscy zrobić mu tatuaż. Jeśli fani tego chcą – spamujcie jego Instagram i powiedzcie mu o tym! Albo twój Instagram.
A może twój Instagram?
Tom: Mój Instagram? Jak będę miał wystarczająco dużo obserwujących, może zrobię Georgowi tatuaż. Jak będę miał więcej obserwujących niż Georg bez dodawania żadnego zdjęcia, zrobię mu tatuaż. Może mój podpis na jego czole.
Georg: Albo hashtag Torg.
Tom: Tak, Torg, mógłbym to zrobić!

Macie kilka tatuaży. Czy możecie opowiedzieć nam jakie historie się za nimi kryją?
Bill:
Mam ich kilka. Nie wiem, nie lubię myśleć zbyt długo. Nie jestem typem, który szuka idealnego tatuażu i myśli o nim wiecznie. Dla mnie jest to taka sama rzecz jak inne, które robię. Liczy się uczucie. Jeśli coś mi się podoba i tego chcę, i mam ochotę to zrobić to po prostu to robię.
Tom: Tak, zwłaszcza, jeśli masz kilka naprawdę beznadziejnych tatuaży, więc to nie ma znaczenia, czy zrobisz ich więcej…
Bill: Jesteś głupi. Nie. Lubię swoje wszystkie tatuaże. Z każdym tatuażem, który mam, wiąże się jakaś historia. Ale i tak nie myślę o nich zbyt wiele. Nawet nie wiem, ile ich dokładnie mam.
Gustav: Chcę mieć tribal.
Bill: Tribal? Dlaczego?
Gustav: Nie wiem.
Georg: Gdzie?
Gustav: Na nodze.
Tom: Ja chcę wytatuował sobie portret mojego psa. Jeszcze tego nie zrobiłem, muszę znaleźć czas i odpowiedniego człowieka, który to wykona.
Bill: Mamy wytatuowane nasze daty urodzenia, pasujące tatuaże, ja mam go tu (wskazuje na klatkę piersiową), Tom na ramieniu.
Georg: Rozmawialiśmy o zespołowym tatuażu. To coś, co też bym sobie zrobił.
Bill: Ja mam nasze logo na karku. Tom: Ja mam ogromny piercing. Na dole. Staram się zwiększać go co roku.

Jak wyglądałoby wasze życie, gdybyście nie tworzyli muzyki?
Bill:
Myślę, że bylibyśmy bezdomni, bo nie mamy żadnych innych pasji. Dla mnie to właśnie to, co chciałem robić. Nie wiem, nigdy nie miałem planu B, nawet w szkole. Jak ludzie mnie pytali, co chcę robić w przyszłości, mówiłem, że chcę być na scenie, śpiewać i pisać piosenki. Nigdy nie miałem innego planu.
Tom: Nie. Georg pewnie byłby dentystą.
Georg: Może.
Bill: Nie, ale myślę, że to też pomocne, bo jak masz plan B, wtedy nie wychodzi ci z planem A.

Styl waszego nowego albumu jest bardzo odmienny od poprzednich. Czy to ma jakikolwiek związek z tym, że żyjecie z dala od siebie?
Bill:
Myślę, że to ma związek z czasem pomiędzy albumami. W końcu to aż pięć lat pomiędzy albumami i wiesz, różne rzeczy cię inspirują, twój gust się zmienia, interesujesz się inną muzyką, chcesz też próbować nowych rzeczy i to był pierwszy raz, kiedy samodzielnie wyprodukowaliśmy album. Po raz pierwszy mieliśmy domowe studio i mieliśmy też czas, żeby usiąść i wszystko zrobić samodzielnie. Takie rzeczy po prostu dzieją się naturalnie. Tom nie brał gitary, wolał raczej programować bit, zagrać coś na syntezatorze. Cały ten proces był znacznie inny niż przedtem. Dobre jest to, że nie było żadnej presji. Po prostu próbowaliśmy wielu rzeczy, napisaliśmy milion kawałków, a potem wybraliśmy nasze ulubione, bo Kings of Suburbia jest kolekcją tego, co stworzyliśmy przez 4 lata, więc po prostu wybraliśmy nasze ulubione piosenki i stworzyliśmy album, który nam się podoba, który ma sens, jest pełen energii. Tak się po prostu stało, przedtem tego nie planowaliśmy.

Co było największą inspiracją do stworzenia Kings of Suburbia?
Bill:
Myślę, że ogólnie życie, wszystko, czego doświadczyliśmy w LA, ludzie, których spotkaliśmy, wszystkie imprezy, to wszystko było bardzo pomocne, bo po poprzednim albumie nie miałem już żadnej inspiracji, nie wiedziałem już, o czym pisać. Każdy mój dzień był taki sam, ciągle byliśmy w trasie. Nie wiem, po prostu czułem pewnego rodzaju pustkę i pomyślałem, że muszę zacząć żyć normalnie i robić zwykłe rzeczy, by zebrać pomysły, widzieć też inne zespoły na festiwalach i cieszyć się też inną muzyką, bo prawda jest taka, że jeśli sam tworzysz muzykę, nigdy nie słuchasz innej. Dlatego chciałem dla samego siebie to przerwać, przerwać bycie na scenie, by móc obserwować innych ludzi i widzieć, co oni robią i zainspirować się nimi. Filmy również zawsze bardzo mnie inspirują, także moda, miasta, podróże, bo wiele podróżowaliśmy.
Wszyscy czuliście to samo?
Tom, Georg i Gustav:
Tak.
Georg: Nocne życie w Magdeburgu było świetne. Bardzo mnie to zainspirowało.
Tom: O tym mówię. Georga nic nie zainspirowało, przez cały czas miał depresję, ale to też było świetną inspiracją.

Jakie były wasze oczekiwania względem tego, co powiedzą fani na temat albumu Kings of Suburbia?
Bill:
Nie myśleliśmy o tym zbyt dużo. Wiedzieliśmy, że dużo ludzi czeka (na album) i że chcą nowej muzyki, ale my nie… Zawsze chcieliśmy tworzyć muzykę, która najpierw uczyniłaby szczęśliwymi nas, a nie robić rzeczy tylko po to, żeby uszczęśliwić innych ludzi. Kiedy myślisz w odwrotny sposób i zastanawiasz się, czego ludzie ode mnie oczekują, co powinienem zaśpiewać, zrobić albo napisać, wywołuje z tego tylko zamęt, to po prostu nie działa. Nam zawsze chodziło o to, żeby być autentycznymi i robić muzykę, którą my lubimy, mając jednocześnie nadzieję, że ludzie także ją polubią. Moment, w którym ją prezentujesz jest strasznie nerwowy. Pracujesz nad tym tak długo, a my oczywiście jesteśmy okropnymi perfekcjonistami, więc to super denerwujące, kiedy wydajesz album.
Tom: Myślę, że ogólnie naszym celem jest rozwój jako artystów, twórców piosenek, producentów, rozwój jako zespołu, sposobu, w jaki razem gramy. Bo robienie znów tego samego… Byłoby bardzo łatwo wydać taką płytę, jaką była nasza druga i zawsze możemy to zrobić. Wielu artystów właśnie w ten sposób postępuje i zawsze robią to, z czego są już znani i to, czego fani od nich oczekują, ale to nie jest coś, czego my chcemy, ani co jest dobre dla nas, zarówno osobiście, ale też jako artystów czy dla zespołu. Wciąż chcemy się rozwijać, odkrywać nowe drogi, kierunki, robić nowe projekty, być kreatywnymi.

Wyprodukowaliście album Kings of Suburbia. Jak to jest robić to z własnym albumem? Jesteście bardziej krytyczni?
Bill:
To było… Czuliśmy się świetnie, było bardzo miło być w studiu bez żadnego producenta. Nienawidzę słuchać zbyt wielu opinii innych ludzi, więc to było super. Nie miałem kilku producentów gdzieś koło siebie, z których każdy miałby własne zdanie na temat tego, jak coś powinno brzmieć, więc byliśmy w tym sensie całkowicie wolni. Podczas wszystkich nagrań wokalu, na przykład, byliśmy w studiu tylko z Tomem, nie miałem nikogo, mówiącego mi, jak według niego to powinno brzmieć, albo jak powinienem to zaśpiewać. Byłem tylko ja, zaśpiewałem to w sposób, w jaki chciałem, brzmienie było takie, jakie chcieliśmy. Było bardzo miło, tak intymnie, tylko ja, Tom i kilka drinków w naszym domu. Wyluzowani, bez presji ani niczego takiego, mieliśmy mnóstwo zabawy. To też znacznie inne, bo zazwyczaj masz zarezerwowane studio na określoną ilość czasu i musisz to skończyć, ale, jak jesteś w domu możesz powiedzieć: „Ok, dzisiaj mi nie idzie, więc zrobię to jutro”.
Tom: Tak. Ogólnie czasami jest świetnie pracować z innymi producentami po to, żeby… Bo w muzyce jest tak, że każdego dnia czegoś się uczysz i jest super, kiedy możesz usiąść razem z odpowiednimi ludźmi, którzy są naprawdę kreatywni i mają świetne pomysły. Możesz się czegoś nauczyć, więc to jest świetne. Ale jednocześnie, masz wiele silnych osobowości w jednym pokoju. Szczególnie, jeśli chodzi o kreatywność, każdy ma własną, mocną opinię i pod koniec dnia… Nienawidzę radzić sobie z takimi ludźmi, czasem kocham być sam w studiu.

Jaka była najbardziej okropna rzecz, jaka wam się przydarzyła podczas nagrywania i produkcji? A jaka najbardziej zabawna?
Bill:
Hmm… Zabawna rzecz… Tom był bardzo niezorganizowany na początku i tracił ścieżki i wszystko, co nagraliśmy, więc musieliśmy robić to jeszcze raz. Utraciliśmy ścieżkę wokalną i wszystko, co do tamtej pory mieliśmy, więc ponownie wszystko nagrywaliśmy. To jest coś, co dzieje się, kiedy zaczynasz robić coś nowego i robisz to po raz pierwszy.
Tom: Dla mnie najbardziej zabawną rzeczą było, kiedy Bill był pijany, wchodził do kabiny i próbował trafić w jakieś dźwięki. Improwizował.
Bill: To był ogólnie zabawny czas.

Dlaczego zdecydowaliście się zrobić angielski album? Dlaczego nie niemiecki?
Bill:
To po prostu się stało. Kiedy pisałbym po niemiecku, czułbym się przymuszony, robiłbym to tylko dla innych ludzi, a tego nie chciałem. Tak było już trochę przy naszym ostatnim albumie, odczuwaliśmy presję, żeby, cały czas to robić. Myślę, że bardzo wiele traci się w procesie tłumaczenia, bo pisząc coś, nie zawsze możesz znaleźć dobry odpowiednik w obcym języku. To dla mnie problem. Pisanie tej samej piosenki dwa razy nie jest dla mnie naturalne, to trochę sztuczne, więc kolejny raz już tego nie robiłem. Jeśli napiszę coś po niemiecku, co może się zdarzyć, zostawię to w języku niemieckim. Może pewnego dnia będzie jakieś świetne tłumaczenie i wtedy ponownie to zrobię, ale nienawidzę mieć tego schematu robienia piosenek w dwóch językach. Więc powiedzieliśmy tylko, pieprzyć to, zostawimy to po angielsku, bo tę wersję wolimy bardziej.
Więc nigdy więcej czegoś w stylu Zimmer 483?
Bill i Tom:
Nie!
A może jakiś album z mieszanką językową?
Tom:
Mogę sobie wyobrazić, że, tak jak Bill powiedział, napiszemy piosenkę po niemiecku i zostawimy ją napisaną w tym języku. Damy ją być może na płytę i będziemy mieć dwa niemieckie kawałki i trzynaście angielskich.
Bill: Mamy zamiar zagrać niemiecką piosenkę na trasie.

Jaka jest wasza ulubiona piosenka z waszego albumu i dlaczego?
Bill:
Bardzo trudno powiedzieć… To prawie tak, jakby ktoś zapytał matki o jej ulubione dziecko.
Tom: To bardzo proste dla naszej matki! Ciężko powiedzieć. Zawsze to się trochę zmienia. Myślę, że teraz wszyscy moglibyśmy wybrać ulubioną piosenkę do grania żywo. Teraz właśnie aranżujemy każdą z nich na setlistę. Na przykład mnie bardzo podoba się „Masquerade”.
Bill: Bardzo lubię „Stormy Weather” w aranżu na żywo, myślę, że to świetna piosenka na setliście, dobry moment. Naprawdę kocham “Covered in Gold”, to piosenka, którą naprawdę lubię. Podczas prób zorientowaliśmy się, że wszyscy naprawdę lubimy też „Great Day”, której nie ma nawet na standardowym albumie. Tak, to się po prostu zmienia.

Wiem, że właśnie wydaliście „Kings of Suburbia”. Czy po cichu pracujecie już nad nowym materiałem? Jak na przykład nad czymś akustycznym?
Bill:
W tym momencie nie za bardzo. Teraz jesteśmy bardziej skoncentrowani na układaniu setlisty, chcemy, żeby wszystko brzmiało niesamowicie na trasie. Ale zaczęliśmy też pewną współpracę. Zawsze nad czymś pracujemy. To nie jest tak, że obecnie jesteśmy w procesie tworzenia i robimy nową muzykę. Doba ma tylko 24 godziny. Teraz od rana do późnej nocy zajmujemy się organizowaniem show. Myślę, że definitywnie chcemy coś pisać w trakcie trasy i po niej, kiedykolwiek będziemy mogli. Teraz po prostu nie jest na to dobry czas.

Jak się czujecie, występując na żywo po tak długiej przerwie?
Bill:
Zobaczymy. Wszystkie rzeczy, które zrobiliśmy podczas promocji albumu, były świetne. Mieliśmy super czas, świetne małe show w Los Angeles i występy telewizyjne. Byliśmy w Meksyku i mieliśmy mnóstwo zabawy. I w Argentynie. Tak, mieliśmy już kilka dobrych występów. Będzie świetnie móc zagrać cały album, podzielić się nim z ludźmi, zobaczyć ich reakcje i uczucia z tak bliska.
Tom: Będzie zdecydowanie inaczej. Na pierwszą część trasy przygotowaliśmy całą tę sprawę z „Club Experience”. Te miejsca są naprawdę małe. Robię się bardzo nerwowy, nawet bardziej niż zazwyczaj, kiedy mam ludzi tak blisko siebie. W większości przypadków widownia jest oddalona, a ty możesz robić swoje na scenie. Zupełnie inna sprawa grać dla ludzi, którzy są tak daleko. Pierwszy raz od lat występujemy w takich małych miejscach i to będzie ekscytujące.

Jakie to uczucie stać na scenie tylko we dwóch (chodzi o Billa i Toma)? Wiem, że Tom powiedział, że było okropnie nie mieć w pobliżu Georga, który zrobiłby jakieś chórki.
Tom:
Powiedziałem to? Miałem na myśli, że brakuje mi nierównego, małego basu z tyłu. Gdzie to jest? A wtedy: O, nie ma tutaj Georga. Ale tak, myślę, że było fajnie. Chociaż tylko w tourbusie graliśmy razem z innymi ludźmi, nie?
Bill: Tak, ale to nie było się zbyt często, tylko jeden raz.

Kelly Clarkson i John Legend zrobili cover piosenki “Run, Run, Run”. Co o tym myślicie?
Bill:
Myślimy, że ta wersja jest świetna, jest całkowicie inna od naszej. Ale brzmi świetnie. Oboje są bardzo utalentowanymi wokalistami, więc brzmi dobrze. Tak, lubię to.
Tom: Z pewnością.

Wielu fanów jest bardzo zdenerwowanych, ponieważ wasze nazwiska nie zostały wymienione pod tym coverem. Co macie do powiedzenia na ten temat?
Bill:
Myślę, że nie musiały być wymienione, bo to jest jej interpretacja piosenki, więc to jest całkowicie w porządku. My nie mamy z tym żadnego problemu. Kiedy usłyszeliśmy, że ona ma zamiar nagrać ten cover, pomyśleliśmy, że to wspaniale. Jeżeli twoja muzyka podoba się innym ludziom, lubią piosenki, to jest fantastyczne, więc ani trochę nie jesteśmy o to źli. Jak zgłosiła się do nas wytwórnia i usłyszeliśmy, że ona chce to zrobić, powiedzieliśmy: ok, to wspaniale. Z naszej strony nie ma żadnych pretensji czy czegoś takiego.
Tom: Tak, dokładnie. Myślę, że nie musiała tego robić. Nikt nie musi czuć się źle z tego powodu.

W ostatnią sobotę nagraliście nowy teledysk. Czego mogą się spodziewać fani?
Bill:
O tak, myślę, że to będzie bardzo dobre video. Chcieliśmy zrobić coś, co będzie totalnie inne od teledysków, które nagraliśmy do tej pory na ten album. To już czwarte video, co jest szalone. Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek zrobiliśmy tyle teledysków na jeden album?
Tom: Nie.
Bill: Jest całkowicie inne. Georg, Tom i Gustav grają główne role w teledysku, ja nie pojawię się w nim za często, za to oni tak, bo pomyśleliśmy, żeby tym razem zrobić coś totalnie odmiennego. Chciałem być na uboczu i był to dla mnie bardzo wyluzowany dzień, a oni mieli trochę do zagrania.
Georg: Mamy wspaniałe kostiumy.
Tom: Tak, będzie dużo grania.
Bill: Tak, naprawdę, to będzie bardzo, bardzo inne. Teledysk będzie przypominał film, więc opowiemy pewną historię. Jesteśmy tam różnymi postaciami, nie będziemy grać siebie. To naprawdę jest jak film, a inspiracją do całego video były moje dwa ulubione filmy: „Dzieciaki” i Christiane F. „My, dzieci z Dworca Zoo”, to niemiecka produkcja.
Tom: I „Przetrwać w Nowym Jorku”.
Bill: Tak, i „Przetrwać w Nowym Jorku”. Więc tak, to było inspiracją i całe video będzie tak wyglądało. Jest o uzależnieniach, narkotykach, uczuciach – miłości i nienawiści, bólu i zabawie. Myślę, że to będzie naprawdę interesujący teledysk.
Jestem teraz bardzo ciekawa!

Które momenty na trasie najbardziej się wam podobają? Na co czekacie?
Bill:
Nie wiem. Dla mnie to jest moment, kiedy wchodzisz na scenę i śpiewasz pierwszy dźwięk, to zawsze super ekscytujące. Czasami myślę, że wtedy umrę. To bardzo dziwne uczucie, to jest coś, czego możesz doświadczyć tylko na scenie. Nie można porównać tego z żadnym innym uczuciem ani z czymkolwiek innym, co robisz w życiu. To bardziej szalone niż cokolwiek, takie nagłe. Nie wiem, lubię ten moment, ale zawsze jest świetnie, kiedy masz dobry kontakt (z fanami), więc lubię też tę spokojniejszą, akustyczną część show.
Tom: Ja kocham ten moment, kiedy otwieram swoją pierwszą butelkę piwa w tourbusie po występie. Jeśli oczywiście był dobry, bo jeżeli nie, nie podoba mi się to już tak bardzo.
Georg: Wtedy nie wolno ci pić piwa w tourbusie.
Bill: Lubię też końcową piosenkę, bo kiedy śpiewasz już ostatni raz, a wcześniej miałeś świetny, fantastyczny występ, czujesz się bardzo usatysfakcjonowany. Wszystko poszło świetnie, ludziom się podobało, miałeś doskonały kontakt z widownią, więc, jeśli jesteś szczęśliwy, to też wspaniały moment.

Pierwsza część trasy już prawie się zaczęła. Jeszcze dwa tygodnie, tak myślę. Czego możemy się spodziewać po jej drugiej części?
Tom:
Myślę, że mniej niż dwa.
Bill: Tak, mniej, sześć dni!
Georg: To jest szalone!
Bill: Zamierzamy dać wiele różnych występów. Ta pierwsza część jest bardzo mała. Myślę, że rozszerzymy ją jeszcze o kilka krajów. Będą większe występy pod koniec tego roku. Mamy zamiar grać w arenach, dużych halach. To będzie większa produkcja, inny pomysł na trasę. I bilety będą tańsze. To jest całkowicie inny koncept. Pierwsza część trasy jest czymś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie robiliśmy, pozostałe występy będą wyglądać bardziej jak te normalne, typowe dla Tokio Hotel. Próbujemy zrobić to pod koniec roku. Chcemy koncertować przez cały ten rok, przyjechać prawie wszędzie.

Jeżeli moglibyście jechać w trasę z dwoma zespołami (bez znaczenia, czy wciąż istniejącymi, czy nie), jakie byłyby to zespoły?
Tom:
Koncertować razem z zespołem?
Georg: Dwa zespoły. Musisz wybrać dwa zespoły. Wzięlibyśmy Aerosmith, nie?
Bill: Tak, bardzo bym chciał pojechać w trasę z Aerosmith.
Tom: Generalnie nienawidzę jeździć w trasę z kimkolwiek, bo musiałbym z nim dzielić scenę i inne tego typu rzeczy. Myślę, że wziąłbym w takim razie DJ-a, on tylko kręci się na wybiegu, a ty masz resztę sceny dla siebie. Nie potrzebuje też soundchecku, więc to wiele ułatwia.
Bill: Bardzo chciałbym koncertować z Depeche Mode i Aerosmith, to byłoby wspaniałe. Chociaż byłbym beznadziejny obok Stevena Tylera, on jest takim dobrym wokalistą. Byłoby ciężko. Trudne wyzwanie, ale w każdym razie, kocham te zespoły i to byłoby świetne.

Czy chcielibyście coś powiedzieć czytelnikom Smash Press?
Bill:
Tak, chcielibyśmy powiedzieć, że dziękujemy za całą cierpliwość i miłość, nie możemy się doczekać ostatecznego powrotu i grania na żywo! Myślę, że będzie mnóstwo zabawy. Oczywiście, chcemy częściej przychodzić, mamy nadzieję, że to możliwe. Dziękujemy!

Tłumaczenie: Gabi, xkaterine & marmerzed