Tej jesieni, Niemcy z Tokio Hotel powrócili na scenę muzyczną z „Kings of Suburbia.” Opowiadają nam zakulisowe informacje o tym albumie, nagranym w słonecznym Los Angeles.

Dlaczego czekaliście 5 lat z wydaniem nowego albumu?

Bill: Czas minął tak szybko, nawet nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Tom i ja przeprowadziliśmy się do Los Angeles by zrobić sobie przerwę. Kupiliśmy studio, aby samodzielnie tworzyć muzykę i nauczyć się pracować przy jej produkcji. Kiedy robi się coś dla siebie, potrzeba więcej czasu. Prawdę mówiąc, chcieliśmy wydać album w zeszłym roku, ale nagle mieliśmy dobry czas w studio, napisaliśmy trochę bardzo dobrych piosenek. Bardzo chcieliśmy, żeby to dobrze wyszło, dlatego zmieniliśmy termin premiery.

Czy ten album był trudniejszy do stworzenia niż poprzednie?

Tom: W rzeczywistości było to łatwiejsze od chwili, w której zdecydowaliśmy się zająć wszystkim sami. Szczerze mówiąc, dawniej pracowaliśmy z wieloma ludźmi. Ale tym razem chcieliśmy zrobić wszystko samodzielnie i poszło to dość szybko, ponieważ nie musieliśmy iść na żadne kompromisy. Wiele nauczyliśmy się też w ciągu ostatnich lat.

Nagrywaliście w Los Angeles?

Bill: Nagrywaliśmy wszędzie! W Los Angeles, Berlinie, Hamburgu. Nagraliśmy nasze partie w Los Angeles i Tom poleciał do Georga i Gustava do Niemiec, by nagrać resztę.

Czy nie brakowało Wam tego całego zamieszania wokół Was?

Bill: Kiedy tworzysz muzykę, to co chcesz osiągnąć to podzielenie się nią ze światem i zdobycie zainteresowania ludzi. Podczas nagrywania w studiu nie mogliśmy doczekać się, aż dowiemy się co fani myślą o nowej płycie, aż wyruszymy w trasę.

Nie obawialiście się utraty fanów po tak długiej przerwie?

Tom: Nie, ponieważ zawsze czuliśmy za sobą energię fanów, to nas napędzało. Najważniejsza rzecz to to, żeby kochać to co się robi, sukces jest drugorzędny.

Na albumie znajduje się szczególna piosenka – „Girl Got a Gun”.

Bill: To – razem ze „Stormy Weather” – była jedna z pierwszych piosenek, jakie nagraliśmy. To stara piosenka, która była wielokrotnie zmieniana. Napisanie jej było proste, ale wyprodukowanie było koszmarem. Została napisana w samochodzie w drodze do Santa Monica. W rzeczywistości, myśleliśmy o zwrotce do innej piosenki i wtedy nie wiadomo skąd powstał refren „girl got a gun” – wtedy nie mogłem przestać śpiewać tej piosenki. Mówi ona o osobach, które kochasz, wiedząc, że nie powinieneś. Jestem osobą, którą zawsze pociągają problemy, dramaty… to dziwne. Są ludzie w twoim życiu, od których wiesz, że powinieneś trzymać się z daleka, ale nie potrafisz, bo czujesz do nich dziwny pociąg. Pistolet jest metaforą niebezpieczeństwa.

Za czym tęskniliście najbardziej podczas swojej przerwy?

Bill: Myślę, że za sceną. Tworzeniem muzyki, którą się dzielimy. Podróżowaniem i byciem w trasie razem z zespołem, byciem kreatywnym. Za obserwowaniem reakcji ludzi na nasze występy i patrzeniem im w oczy. To najbardziej interesujący aspekt zawodu muzyka.

Jakie jest Wasze najgorsze wspomnienie ze sceny?

Gustav: Najgorzej było prawdopodobnie w Sankt Petersburgu…
Bill: Było tam coś w rodzaju podestu, na którym graliśmy, ale on się zawalił… Był też koncert podczas którego nie zauważyliśmy dziury i spadliśmy ze sceny (śmiech). Ale takie rzeczy się zdarzają, to część naszego życia jako zespół.

Czy jest coś, czego żałujecie?

Bill: Są takie rzeczy, które robisz źle; popełniasz błędy, ale to jest normalne i trzeba iść do przodu. Uczymy się na błędach. Myślę, że wszystko co przytrafia się nam w życiu dzieje się z jakiegoś powodu i trzeba się z tym pogodzić. Uważam, że potrzebujemy równowagi pomiędzy tymi wszystkimi wspaniałymi rzeczami i szaleństwem na punkcie Tokio Hotel a naszą prywatnością. Musimy to zrozumieć.

Ostatnie zdanie na podsumowanie wywiadu?

Georg: Musicie kupić nasz album! To najlepsze, co stworzyliśmy! (śmiech)

tłumaczenie: Soiree || źródło