Noisey: Bill, podczas czwartkowej konferencji prasowej powiedziałeś, że nie byłeś jeszcze w Berghain*. Ja byłem tam przed dwoma tygodniami po raz pierwszy.
Bill:: I jak było?

Była siódma rano i byłem jeszcze trzeźwy.
Bill: Ja już słyszałem, że ludzie przychodzą tam o dziewiątej rano i zaczynają od picia. Czyż o tej godzinie dopiero się nie wstaje rano?

Myślę, że wielu idzie tam, bierze znaczek i wraca do domu. Potem przychodzą znowu po południu i zostają do wtorku.
Bill: Aha, i ty byłeś tam od siódmej rano i zostałeś do wtorku?

Niech Bóg broni! Po trzech godzinach poszedłem do domu. Ale dlaczego fascynuje cię tylko Berghain?
Bill: Po prostu słyszałem, że to świetny klub i ludzie z całej Europy przyjeżdżają by właśnie tam świętować. W Ameryce, dokładniej mówiąc w LA, nie ma możliwości świętowania czy zabawy w klubie przez całe 24 godziny.

Kiedy tam wybija ostatni dzwon?
Bill: 1:45 to ostatni dzwonek.
Tom: O 2:00 zabierają ci drinka z ręki.
Bill: I wtedy zapalają się światła, co również nie jest wyjątkiem. To jest naprawdę nudne.
Powiedz, ciężko się tam dostać? – (Bill nawiązuje do Berghain)

Podczas mojego pobytu nie widziałem żadnej kolejki. Słyszałem jednak od ludzi, że niektórzy muszą czekać na wejście przez trzy godziny, a niektórym i tak nie udaje się dostać do środka. Wiedzieliście, że są tam również darkroomy?
Bill: W Berghain są darkroomy? To gdy będę tam za pierwszym razem, chcę iść najpierw tam! (śmiech)

Georg i Gustav, Berghain to też miejsce dla was?
Georg: Chciałbym raz wejść i po prostu to zobaczyć.
Gustav: Darkroomy z pewnością! To był bardzo przekonujący argument.
Bill: Myślę, że darkroom to będzie coś naprawdę dla was.
Tom: I wtedy też z pewnością coś dostaną.

Wystarczy o Berghaim. Przed pięcioma laty przenieśliście się do LA. Chcieliście uciec przed Tokio-szaleństwem?
Tom:Tu nie chodziło przede wszystkim o LA. Po prostu, to wszystko okazało się nie do wytrzymania, a punktem kulminacyjnym był moment, gdy włamano się do naszego domu.

Fani?
Tom: Pod naszymi drzwiami stało dziennie około 50 osób. Ktoś z nich musiał to wiedzieć. W tym momencie załamaliśmy się, gdyż nasze ostatnie 600 metrów kwadratowych prywatnego życia zostało nam zabrane. Dokładnie wtedy powiedzieliśmy sobie, że musimy wyjechać. Znaliśmy już w LA parę osób, więc zabraliśmy nasze rzeczy, bagaże i wylecieliśmy.
Bill: Nawet nie wiedzieliśmy jak wygląda nasz nowy dom, po prostu pojechaliśmy.
Tom: Ten idealizowany „Hollywood­image”, który ma się siłą rzeczy mieszkając w LA, był tą gorszą stroną pomysłu by tam wyjechać. Chcieliśmy niejako zanurkować, zapaść się pod ziemię. I dokładnie to zrobiliśmy, byliśmy z dala od tego typowego LA. Nie mieliśmy absolutnie nastroju by pojawiać się na czerwonym dywanie czy innych przyjęciach. Przez długi czas nie robiliśmy dosłownie nic. Szukaliśmy tylko możliwości by jak najlepiej się ukryć.

Jakie to uczucie, po tak długim czasie po raz pierwszy być anonimowym?
Tom: Prawdziwe szaleństwo!
Bill: To było nasze marzenie. Na początku trochę to trwało, zanim poczuliśmy się tam jak w domu, oglądaliśmy się za siebie czy ktoś na nas nie czeka. Poza tym, mogliśmy tam wreszcie, dokądkolwiek byśmy nie poszli, zarezerwować miejsca na własne nazwisko. Jeżeli na przykład chcemy tutaj (w Niemczech) gdzieś się dostać, musimy używać swoich pseudonimów tak by nikt nas nie rozpoznał. Kiedy jednak przebywamy w jednym miejscu zbyt długo, to wtedy nie jest to zbyt dobre i właśnie dlatego ciągle podróżujemy.
Georg: Możemy go jednak łatwo zdemaskować, jego pseudonim to Vivian Schmitt.** (wszyscy się śmieją)

Jeżeli zależy ci na sferze prywatnej, to nie jest to najlepszy pseudonim.
Bill: Zgadza się, potem dopiero ludzie stoją pod drzwiami.
Tom: Ze sztucznym wibratorem przyczepianym na pasku.

Powiedzieliście, że przeprowadzka do LA wiele wniosła do waszego życia. Co dokładnie macie na myśli?
Bill: Wiele imprezowaliśmy. Na przykład wyjście nocą do klubu bez osobistej ochrony było rzeczą, której musieliśmy się nauczyć. Tutaj dzwonisz i rezerwujesz VIP stolik odgrodzony czerwoną taśmą od reszty. A potem siedzisz i czujesz się jak w zoo, ponieważ wszyscy inni ludzie stoją dookoła i ciągle robią ci zdjęcia. To nie jest przyjemne. Tak nie da się miło spędzić czasu z przyjaciółmi.
Tom: Szukamy zawsze klubów dla osób palących. Kocham to, lubię tam być i spędzać czas rozmawiając z ludźmi.

Gdy już jesteście w takim miejscu i rozmawiacie z innymi ludźmi, z osobami które was nie znają, jak wyjaśniacie że jesteście rockowym zespołem wszech czasów w Niemczech?
Bill: W LA jest tak, że ludzie od razu opowiadają o tym co widzą – co robimy, i jacy jesteśmy. Wtedy Tom i ja zawsze milczymy, a oni myślą że jesteśmy śmieszni. Kiedy jednak jestem gdzieś sam, to najczęściej kłamię. Opowiadam, że jestem studentem. Ostatnio jeden mężczyzna zapytał mnie czym się zajmuję, więc odpowiedziałem, że studiuję fotografię. Gdy spojrzał na mnie pomyślał, że to niemożliwe i powiedział: „Ja jestem fotografem!” a ja pomyślałem sobie tylko – cholera! Potem zaczął mnie wypytywać o ulubiony sprzęt i o to, która kamera jest moją ulubioną.
Tom: Powiedziałeś mu, że ulubioną kamerą jest twój iPhone?
Bill: (śmiech) Często pytałem już sam siebie, co jest tak realistyczne że i inni nie mieliby wątpliwości.
Tom: Ja mówię zawsze że jestem czeską gwiazdą filmów porno!

I potrafisz też powiedzieć to z czeskim akcentem?
Tom: Pokazuje zawsze swój interes, to wystarczający dowód!

Myślę, że jeśli następnym razem będziecie coś rozważać, powinniście dokładnie zbadać czy się nadaje.
Bill: Całkowicie się zgadzam. Następnym razem powinniśmy wybrać coś wiarygodnego. Kiedyś opowiadaliśmy już, że mamy bogatych rodziców, ale w to też nam nie uwierzyli.

Po pięciu latach muzycznie wróciliście z powrotem, jakie doświadczenia zebraliście przez ten czas na przyszłość?
Bill: Myślę, że przede wszystkim znaleźliśmy równowagę pomiędzy Tokio-szaleństwem a życiem prywatnym. Wcześniej nie mieliśmy nic innego poza tą bańką. Z biegiem czasu wpadasz jednak w depresję i nie potrafisz się tym cieszyć. Wtedy jest ci już wszystko jedno jakie to miasto i jaką nagrodę wygrywasz. Przychodzi moment, że nie wiesz jak nazywa się program w którym występujesz. By móc znów widzieć w tym wszystkim radość, potrzeba najpierw trochę miejsca na samotność. I to właśnie chcemy zachować, dokładnie taki mamy cel i nie chcemy go stracić.

Słuchaliście przez ten czas świadomie muzyki?
Tom: Oczywiście, byliśmy na festiwalach i w początkowej fazie produkcji albumu słuchaliśmy dużo nowej muzyki. Ja słucham obecnie bardzo często Chet Faker i ich najnowsze video uważam za świetne, mimo że dosyć proste.

Czego spodziewaliście się ze strony ludzi i ich reakcji na płytę, na jakie przyjęcie liczyliście?
Tom: Chcemy naturalnie by ludzie dobrze przyjęli płytę i by chętnie jej słuchali. Ja osobiście lubię dobrze zrobioną muzykę. Słucham tak długo konkretnej piosenki, aż powiem sobie – jest dobrze napisana i produkcja również jest wspaniała. I tego oczekuję również od siebie. Dlatego potrzebna była ta przerwa. Chcieliśmy wrócić z muzyką, o której będziemy mogli rozmawiać więcej niż o prywatnych historiach.

Czy można was ocenić neutralnie? „Durch den Monsun” się już wypaliło i szczerze mówiąc nawet wtedy się tym nie przejmowałem.
Tom: U nas jest dokładnie tak samo. Kiedy nagraliśmy ten utwór mając po 15 lat myśleliśmy, że jest świetny. Dziś prawdopodobnie już takiej piosenki byśmy nie napisali.
Bill: To zależy od tego, na ile ludzie są otwarci wobec siebie. Jeśli ja uważam jakąś piosenkę za dobrą, to najpierw słucham jej parokrotnie i potem chcę się dowiedzieć kto ją stworzył. Nawet jeśli kiedyś ktoś nie tworzył czegoś dobrego, to bez uprzedzeń mogę go słuchać. I dlatego również my zaprezentowaliśmy trzy piosenki przed albumem, aby ludzie mieli możliwość ocenić i posłuchać tego, co przygotowaliśmy.

Niestety, nie mamy już więcej czasu na rozmowę. Kiedy więc pójdziemy razem do Berghain?
Bill: Najchętniej wybrałbym się już dziś. Problem jest jednak w tym, że pojutrze wylatujemy do Francji. Jesteśmy w trakcie przygotowywania studia w Berlinie, chcemy przenieść nasze studio z Hamburga do Berlina i mamy nadzieję że niedługo się to uda.
Georg: Teoretycznie możemy teraz spontanicznie tam iść.
Bill: Racja. Pozwól nam tylko odwołać wszystkie terminy i widzimy się we wtorek wieczorem znowu.

* Berghain to klub nocny w Berlinie
**Vivian Schmitt to niemiecka aktorka filmów porno, polskiego pochodzenia.

źródło: noisey
tłumaczenie: Human